Tropem bobrowych zgryzów, albo las Ratyński
d a n e w y j a z d u
36.00 km
0.00 km teren
02:35 h
Pr.śr.:13.94 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Rano przeczytałam autorytatywną wypowiedź: "zima, to nie jest czas dla rowerzystów". Tak twierdził pewien policjant, wychwalając zalety komunikacji miejskiej i przywołując do wtóru, otóż to - nie kogo innego, tylko samego Czesława L. Cóż, w babie przekora, a 1 grudnia - nie zima, jeno przedzimie dopiero, więc czas na rower jeszcze nie taki zły. Śniegu ani śladu, słoneczko, ale żeby za dobrze nie było, to wiatr i błoto do kompletu.
Wybraliśmy się z Kubą śladem bobrowych zgryzów, najpierw nad Ślęzę. Można rzec, że z tygodnia na tydzień przyciętych pni i gałęzi przybywa. Sympatyczne zwierzaki, więc gdzieś tam są i dobrze :)
Inspekcja wypadła pomyślnie, zatem ruszyliśmy dalej w stronę Jerzmanowa i doliny Bystrzycy. Po drodze, Kuba focił jakieś kuraki, a ja przy okazji przetestowałam swój termiczny bidon. Po godzinie herbata okazała się ciepła. Jak na lidlowski zakup za 12 zeta, to chyba nieźle.
I tak, pod wiatr, dokulaliśmy się nad Bystrzycę. Kiedyś, wczesną wiosną, już wałęsaliśmy się po okolicy, raczej trzymając się biegu rzeki. Dziś przyszła kolej na las Ratyński, generalnie mokry, ale las to las. Zawsze fajnie się poszwendać, nawet mimo błota.
Niektóre drogi biegną po fajnych groblach, przy jednej urządziliśmy sobie batonikowy popas. Niestety herbata po 1,5 godziny ledwie letnia. Nic, a nic dziwnego, chociaż fizyka, oględnie mówiąc, w szkole moim ulubionym przedmiotem nie była.
Tutaj droga na grobli w lesie Ratyńskim, jeszcze w barwach jesieni.
Słoneczko sprzyjało naszej przejażdżce. Rześkie powietrze, uśpiony las, niedziela - salamandra uśmiechnięta. Foto by Kuba
Przy wyjeździe trafiliśmy na ciekawą dębową aleję. Nie sposób było się nie zatrzymać.
Nawet bez liści, niemłode chyba, dęby robią wrażenie. Nie było nas, był las. Niech tak zostanie.