Luty, 2014
Dystans całkowity: | 294.80 km (w terenie 103.00 km; 34.94%) |
Czas w ruchu: | 25:15 |
Średnia prędkość: | 14.56 km/h |
Liczba aktywności: | 10 |
Średnio na aktywność: | 32.76 km i 2h 31m |
Więcej statystyk |
Tłusty czwartek
d a n e w y j a z d u
30.05 km
15.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:15.03 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
W następstwie pączkowego łakomstwa, bardzo leniwie. Tak
bardzo, że aż mnie noc w lesie zastała.
Zachód słońca w Lesie Mokrzańskim © salamandra
Niedziela w Sowich. Kalenica
d a n e w y j a z d u
0.00 km
0.00 km teren
05:00 h
Pr.śr.:0.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Nawet nie 80km od Wrocławia. Jeszcze mniej minut, żeby z
przełęczy Jugowskiej wejść na Kalenicę. Na szczycie jest wieża, a widoki? Szczególnie jesienią muszą być przepiękne, bo wokół rezerwat buków. Śnieżkę tez
widać. Że ja tej Kalenicy wcześniej nie znałam!
Ale po kolei. Najpierw na przełęcz Jugowską. Za Kamionkami piękna
górska szosa, wąziutkie serpentynki, nówka asfalt. Auto w raju. Mniam.
Parkujemy. W sumie wysoko. Rześko. Kije w łapki, komu w
drogę - temu czas. Na szlaku już po kilku krokach – niespodzianka. Prędzej
błota się spodziewałam niż lodu. Trochę zabawy jest. Uważać trzeba.
Pierwsze rozglądanko z Rymarza. Widoki, póki co, całkiem nie lutowe.
Karkonosze z Rymarza © salamandra
Wielka Sowa z Rymarza © salamandra
My dalej w stronę Kalenicy. Szlak coraz bardziej zimowy.
Fajnie. We Wrocławiu, w tym roku, śniegu mniej
niż na lekarstwo było.
Podejście na Kalenicę © salamandra
Po drodze jeszcze trochę skałek i już Kalenica z wieżą.
Wilczy wprost apetyt mamy na panoramę. Widoczność nie nadzwyczajna, ale i
narzekać nie ma co. Śnieżkę łatwo wypatrzyć – z daleka widać, całą w śniegu. Aż się skrzy. Światło dzisiaj jest prawdziwym wyzwaniem dla
fotografa. Nad Sowimi Górami zdążyły zawisnąć niezłe chmurzyska – stoimy na tej
wieży w głębokim cieniu. Za to Przedgórze Sudeckie i Równina Wrocławska,
zresztą co tam, wszystko wokół po horyzont w słońcu.
Tak więc może spojrzenie na Ślężę:
Widok z Kalenicy na Ślężę © salamandra
Jeszcze trochę rozgrzewającego marszu i znajdujemy fajną
miejscówkę z widokiem na Jugów.
Widok na Jugów © salamandra
Pora na drugie śniadanie. Tomek, wiadomo, piecze najpyszniejsze bułeczki na świecie :)
Drugie śniadanie © salamandra
Drożdżówki - prawdziwe dzieło kulinarnej sztuki, szybko znikają :)
Wracamy niebieskim rowerowym, tudzież nartostradą, jak kto
woli. Białego puchu nie ma. Tylko na stoku k/Zygmuntówki, nauka techniki zjazdu. Naprawdę ostatki, że
tak powiem sztucznego śniegu.
Salamandra koło Zygmuntówki © fot.Tomek
Super spacer. W sam raz na krotki dzień. Chciałabym wrócić
jesienią. Musi być pięknie, kiedy te wszystkie buki są złote. Może się uda?
Fotocykloza, czyli wszystko przez przebiśniegi
d a n e w y j a z d u
5.15 km
4.00 km teren
00:30 h
Pr.śr.:10.30 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Dystans nie powala, ale nie o to chodziło. Tylko, o przebiśniegi :) Za cel obraliśmy las Pilczycki i ruszyliśmy z Kubą na poszukiwania. Właściwie to sprawdzić, czy już są tam, gdzie zawsze.
Przebiśniegi dwa © salamandra
"Som, som, som" przebiśniegi i... bobry :D
Zgryz bobrowy © salamandra
Na przebiśniegach w lesie Pilczyckim, zawsze można polegać.
Przebiśniegi w Lesie Pilczyckim © salamandra
Całe dywany śnieżyczek :) Nareszcie.
Przebiśniegi w lesie Pilczyckim, już nie mogłam się doczekać. © salamandra
Są i inne ciekawostki. Jak to w lesie. Na przykład wykroty i mech na zwalonym drzewie. Taki dywan, miększy niż na oscarowej gali.
Mech na pniu © salamandra
Albo ta huba...
Huba na drzewie © salamandra
W lesie zawsze jest ciekawie. Ale w wiosennym łęgu, prawdziwymi bohaterami są przebiśniegi. Dlatego... jeszcze kilka :D
Śnieżyczka przebiśnieg © salamandra
A! I jeszcze krokusy. Działkowe, ale tez dzielne. Zakwitły w lutym :)
Krokusy na działce © salamandra
Czesanie myśli
d a n e w y j a z d u
53.90 km
26.00 km teren
03:50 h
Pr.śr.:14.06 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Poszukiwanie równowagi najłatwiej przychodzi mi w lesie. Dlatego prawie połowę dzisiejszych kilometrów wyrobiłam kręcąc po Mokrzańskim. Widać jednak ścieżek nie stało, żeby myśli uładzić, więc ruszyłam dalej do Mrozowskiego. Miło się rowerowało, pod względem termicznym zupełnie nielutowo. No i tak znowu zakulałam się do zamku w Wojnowicach.
Kaczuchy, wszystkie parami, wiosna im w głowie. Po fosie, to jak zwykle się kręcą. Może gniazda myślą zakładać. Jeśli tak, to niezły kamuflaż.
Kaczor w fosie © salamandra
Zamek, jak stał, tak stoi, a ja zdjęcia też jak zwykle. Wszystko, co miałam, znaczy się jeżyka jednego, wcześniej zjadłam, więc, co było robić jak nie zamek portretować? Zresztą, lubię go po prostu i to miejsce.
Pałac na wodzie w Wojnowicach © salamandra
Powrót przez Wilkostów i Brzezinkę Średzką. Zanim znowu wjechałam w Mokrzański, przyuważyłam elegancką leszczynę. Będą orzeszki :)
Leszczyna na polu © salamandra
A myśli? Nawet, jeśli je wcześniej uczesałam, to wiatr i tak mi je skutecznie zburzył ;)
Las Malin
d a n e w y j a z d u
47.50 km
16.00 km teren
03:15 h
Pr.śr.:14.62 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:11.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Tak płasko wokół Wrocławia, jak chyba nigdzie. Co prawda Wielka Góra majaczy na horyzoncie i kusi, ba nawet Góry Olbrzymie kuszą, cóż kiedy po pracy za daleko. Ale, są jeszcze Kocie Góry. Tak sobie popatruję czasami w stronę Trzebnickich Wzgórz, że trzeba te koty sprawdzić ;) Tak więc dzisiaj ruszyliśmy z Kubą na północ.
Na początek: widok z mostu na Widawie.
Widawa w Krzyżanowicach © salamandra
Za Widawą, przynajmniej dla mnie, rozpoczyna się rowerowe nieznane. Że
mekka szosowców, to wiem, ale co innego wiedzieć, a co innego spróbować. Z Wrocławia wyjechaliśmy drogą na Krzyżanowice. Potem Psary, Kryniczno i Malin. Wieś Malin i las Malin.
Przewodnik już na nas czekał...
Pies przewodnik I © salamandra
W towarzystwie, ruszyliśmy na małą pętelkę. Wieści gminne niosły, że las jest błotny, co dziś, na szczęście nie okazało się prawdą.
Droga, miejscami gliniasta, czasami piaszczysta, na niektórych odcinkach trochę porozjeżdżana drwalskimi autami, w sumie była niezła. Przewodnik, oczywiście, cały czas przed nami. Merdaniem ogona zachęcał do pośpiechu.
Droga w Lesie Malin © salamandra
Właściwie w tym lesie Malin, to nie wiem, czy są maliny, ale leszczyny na pewno.
Leszczyna w Lesie Malin © salamandra
Tak sobie kręciliśmy, telefony się urywały, a przewodnik zachęcał do zabawy.
Pies przewodnik II © salamandra
Tymczasem las znowu zmienił oblicze. Pojawiło się więcej światła i zieleni.
Mchy w Lesie Malin © salamandra
Zaś pies najnormalniej się zmęczył. Trochę musieliśmy przystanąć. Pies odsapnął, my też. Właściwie, to już myśleliśmy, że mamy tego psa. Zaczęliśmy się martwić, że
zechce nas odprowadzić do samego Wrocławia. Jednak w końcu, do domu, to
odprowadziliśmy my jego. Odeskortowaliśmy go, z powrotem do Malina.
Został przy pierwszym gospodarstwie. Widać etatowy przewodnik :D
W Malinie, zerknęliśmy sobie jeszcze na park.
Staw w parku w Malinie © salamandra
Powrót tą samą drogą. Na chwilę zatrzymaliśmy się tylko na moście Milenijnym. Poszerzanie Odry, kulawo, nie wiem po co, ale idzie.
Bystre oko przyuważy, że bobry też pracują, jak to nad rzeką © salamandra
Takoż i my do pracy. Jeszcze tylko ptysiowe groszki do pieczarkowej. Fajnie mieć trochę wolnego :)
Parku krajobrazowego doliny Bystrzycy ciąg dalszy
d a n e w y j a z d u
45.00 km
12.00 km teren
02:50 h
Pr.śr.:15.88 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Słoneczko kusiło od rana, więc… się nie opierałam. Wygramoliłam
się, wyelegantowałam. Wylazuję, a tu przy wyjściu, sąsiadka kiwa głową nad moim
steranym rumakiem. Sterany? Hmm… brudny raczej :(
Dziewczyna, chyba chciała być grzeczna. Znać, że trza by pewnie, jakąś kąpiel
wyszykować…
Tymczasem nie bardzo mogłam się zdecydować, dokąd by tu
ruszyć. Więc pojechałam… w stronę Lasu, czyli jak zwykle. Po paru kiloskach, nie
jak zwykle przebiegł mi drogę czarny kot, a ponieważ nie jestem przesądna…
zawróciłam. Tym sposobem, koci postępek usprawiedliwił zew doliny Bystrzycy.
Bystrzyca w Samotworze © salamandra
W okolicy Samotworu, przeżyłam prawdziwe telefoniczne
bombardowanie. Odbyłam, więc konferencję pod starym dębem, przy okazji
obchodząc w kółko i podziwiając.
Okazały dąb w dolinie Bystrzycy © salamandra
Za Skałką skręciłam na zielony szlak w stronę Gałowa.
Pierwszy raz tamtędy jechałam. Trochę się zdziwiłam - dużo starych dębów i
wyraźnie grądowy charakter lasu. A potem, jakoś tak, znowu się przypałętałam w
okolice pałacu Aleksandrów w Samotworze.
Pałac Aleksandrów © salamandra
Dziwne, ale w tej Bystrzycy, to chyba jednak jakieś ryby
harcują. Ze sześciu rybaków trenowało cierpliwość. Mnie, cierpliwości brakło,
żeby na efekty tego treningu czekać. Ciekawe, czy naprawdę cos łowili, czy tak
sobie kontemplowali w otoczeniu przyrody po prostu.
U starej wierzby
d a n e w y j a z d u
44.50 km
22.00 km teren
03:20 h
Pr.śr.:13.35 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Było tak: luty, ale
wolna niedziela, bardzo szaro i pochmurno, ale nie bardzo chłodno, czyli… rower
z kąta czas wywlec. Ruszyliśmy z Kubą zdobywać dziki zachód. Tak z
grubsza, w kierunku Miękini. W planach mieliśmy sentymentalną wycieczkę za
Wróblowice, do lasu w okolicy Błoni. Las od naszej ostatniej bytności trochę
się postarzał - wióry lecą bardziej niż w Mokrzańskim.
Tymczasem jednak, w nietkniętych piłą ostępach znaleźliśmy
fajne dziurawe drzewo.
Salamandra w starej wierzbie © salamandra
Całkiem klasyczna miała być ta nasza wycieczka. Jak zwykle –
do lasu. Ale nasze kolarstwo? Oooo, co to, to nie. Nie, nie, nie... Jeśli to
prawda, że „kolarstwo przełajowe obfituje w liczne przeszkody, które zmuszają
zawodnika do schodzenia z roweru i przenoszenia go”, to dziś właśnie tak było. Wprawdzie
z rowerami na plecach nie biegaliśmy, ale co chwilę hyc w błoto, to i owszem. Cośmy
tego błota zasmakowali, to nasze. Ale, w końcu… luty :D
Jakoś doczłapaliśmy do tego lasu. Z sentymentów zaś, niewiele
zostało. To znaczy Kuba orientował się zupełnie nieźle. Ja, to pożal się Boże. Za
wiele nie pamiętałam. Może dlatego tak fajnie się odkrywało nowe – stare ścieżki.
No i jeziorko. Całkiem niespodziewanie wyłoniło się spomiędzy drzew. Zupełnie o
nim zapomnieliśmy. Pokryte zielonym lodem, takie kocie oczko.
Jeziorko w lesie koło Mrozowa © salamandra
Ha! Kotki
też były. Przy okazji, wytropiliśmy pierwsze oznaki wiosny. Bazie :)
Bazie w lesie koło Mrozowa © salamandra
Maluśka pętelka po okolicy
d a n e w y j a z d u
21.75 km
6.00 km teren
01:25 h
Pr.śr.:15.35 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Biorąc pod uwagę czas, dystans i pogodę, dzisiejszy konkurs na jazdę wygrało auto. Taaaka pogoda, taaakie słonko, że tylko wiatr we włosach do pełni szczęścia upragniony. Cóż, kiedy obowiązki stanowiły inaczej. Z tego wszystkiego, to wiatr we włosach był, ale wieczorem, kiedy wreszcie znalazłam chwilę na rower. Słońce właśnie zachodziło. Gapiąc się jak sroka, nieśpiesznie sobie rowerowałam, no i tak maluśka pętelka po okolicy się wykręciła.
Ale żeby nie było, wyjątku nie stanowię. Kocham swoje auto i uwielbiam jazdę samochodem :D
moje miasto nocą
d a n e w y j a z d u
18.95 km
0.00 km teren
01:20 h
Pr.śr.:14.21 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Chociaż niedziela, pół dnia w pracy. Później odrobina świątecznego lenistwa z rodziną tez upragniona. No i... dzień zleciał.
Cosik jednak musiałam sobie przemyśleć. A do myślenia, jak niepowszechnie wiadomo, bardzo przydaje się rower. Zgarnęłam motylastego i ruszyliśmy przed siebie. No i tak zakulałam się na Grodzką, a potem na Ostrów Tumski. Nocne zdjęcia kieszonkową małpką nie bardzo się udają, ale, że uzależnienia trudno się pozbyć...
Uniwersytet Wrocławski nocą © salamandra
Katedralna i wrocławska katedra nocą © salamandra
Królestwo błota i barwy zmierzchu
d a n e w y j a z d u
28.00 km
2.00 km teren
01:45 h
Pr.śr.:16.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Miało być rano, wyszło jak zwykle - przed zachodem. Jednak, w ten oto sposób, ominął mnie poranny piździel i południowa wiosna. Wiosny szkoda. Pojechałam, raczej pilnując się asfaltu, w górę Bystrzycy.
Jeszcze trochę lodu przy brzegach. Bystrzyca przed zachodem słońca © salamandra
Wiosny nie poczułam, za to przyjrzałam się dokładniej i z drugiej strony rzeki ruinom starego młyna. Powoli, uwidoczniają się pierwsze efekty odbudowy.
Młyn na Jarnołtowie © salamandra
Pora na deser. Co mnie nie ominęło, to kolory przed zmierzchem.
Zachód słońca na Jarnołtowie © salamandra