salamandra prowadzi tutaj blog rowerowy

Wpisy archiwalne w miesiącu

Lipiec, 2014

Dystans całkowity:113.66 km (w terenie 31.10 km; 27.36%)
Czas w ruchu:07:25
Średnia prędkość:15.32 km/h
Liczba aktywności:5
Średnio na aktywność:22.73 km i 1h 29m
Więcej statystyk

Jak ja nie cierpię... upałów :/

  d a n e    w y j a z d u 23.60 km 7.60 km teren 01:30 h Pr.śr.:15.73 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A1
Czwartek, 31 lipca 2014 | dodano: 14.08.2014

 Jak smerf Maruda. Okropny upał. Nad Odrą - nie chłodniej. Nadal rozryte, ale ścieżki już więcej. Koło trzech dębów spotkałam... dwie sarenki :) Stały sobie pod jabłonką. To i wiem, czemu dziki też sobie upodobały to miejsce. Przejechałam wzdłuż rzeki do palnika. Dalej nie dałam rady. Front robót zmusił mnie do wycofania - dokładnie tak, jak przyjechałam. Ale przynajmniej wiem, co i jak na wale. Zachwytu nie ma. Formy, po 2 tygodniach bez roweru - też :/

Trochę pomyślności jednak miałam. Trzecia sarenka - na uprawach :)

Sarenka na uprawach leśnych
Sarenka na uprawach leśnych © salamandra



Pizol i szlak pięciu jezior

  d a n e    w y j a z d u 0.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Piątek, 25 lipca 2014 | dodano: 14.08.2014

Dziś w menu Szwajcaria wschodnia. Czeka Pizol i intensywna wycieczka szlakiem pięciu jezior. Samo, nasuwa się skojarzenie z Doliną Pięciu Stawów. Tyle, że tutaj jest... pięć dolin i w każdej po jednym stawie, więc do każdej i każdego trzeba się przedostać (znaczy się - wdrapać) z osobna ;)

Z początku nic nie zapowiada dzikości krajobrazu. To, co nas czeka, jeszcze kryje się w chmurach. Wita nas Wangsersee i wełnianki.
Wełnianki w górach

Jednak, im wyżej, tym surowiej.
Coraz wyżej, coraz surowiej

Mimo wszystko, zda się na samych skałach zakwitają... margaretki?
Alpejskie margaretki

Powoli, dolina zostaje za nami. Jesteśmy coraz wyżej.
Za nami dolina

Tu i ówdzie jeszcze... niebieskie niezapominajki.
Alpejskie niezapominajki

Błękit niezapominajek, to zaledwie preludium niebieskości, która za chwilę. Przed nami, wśród szarych skał niebieskie Wildsee. Dzikie jezioro, w każdym razie - naturalne. Widzimy Pizolgletcher. Lodowiec - nie sięga tafli jeziora, ale dawniej, musiał do niego spływać.
Otwiera się widok na jezioro

Dzikie i surowe miejsce, ale piękne. Warto było się wspinać.
Surowe i piękne

Przechodzimy do sąsiedniej doliny. Nie jest łatwo. Jesteśmy wysoko - gdzieniegdzie leżą jeszcze płaty śniegu. Bardzo utrudniają schodzenie. W nagrodę, po chwili, kolejna dolina i następne jezioro. Otwiera się widok na Schottensee.
Kolejna dolina, następne jezioro

Z czasem jesteśmy na styk. Jeśli nie chcemy nocować w górach - musimy trochę przyspieszyć. Czeka nas kolejne podejście. Nie bez trudu, przechodzimy do następnej doliny. Jeszcze jedno jeziorko. Schwarzsee - wcale nie ostatnie.
I jeszcze jedno, wcale nie ostatnie

Za to, za nim, ostatnia wspinaczka. Uff... Teraz tylko w dół, mijając Baschalvasee.
Ostatnie jeziorko, już blisko Gaffia i... kolejka

Ostatnie jeziorko. Już blisko Gaffia i... kolejka. Szybko do mety. Staramy się zdążyć na ostatni zjazd.

Na szczęście się udało. Szkoda, że wyciągi pracują tak krótko. Dnia jeszcze trochę zostało i żal opuszczać góry. To była najpiękniejsza, chociaż i najtrudniejsza wycieczka.

Tak nam się spodobały te jeziora, że w drodze powrotnej, zatrzymujemy auto nad jeszcze jednym. Idziemy na króciutki spacer, popatrzeć na Walensee.
Walensee

Długie, polodowcowe jezioro, z malachitową wodą, jak we wszystkich jeziorach Szwajcarii. Strome zbocza, przypominają fiordy, za to zieleń łąk - jest niepowtarzalna.



Wielka trójka i alpejskie kwiaty

  d a n e    w y j a z d u 0.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Sobota, 19 lipca 2014 | dodano: 14.08.2014

Dziś w programie Alpy Berneńskie. Dolina Grindelwald oraz Wielka Trójka - Eiger, Mönch i Jungfrau.

Niebiesko pod Eigerem
Na początek - północna ściana Eigeru znad niezapominajek © salamandra

Takie właśnie Alpy kocham najbardziej. Patrzeć na morze gór, nagich skał, lodu i chmur, ale być wśród łąk i kwiatów. Widzieć zieleń, sycić się kolorami. Na cztery tysiące wolę patrzeć. Nie muszę tam być. Wiem, że kiedy nie widać zieleni, morze gór i chmur, surowe, jest piękne, ale przerażające.

Piękne jest też to, że każdy je może oglądać inaczej.
Lot w dolinę Lauterbrunen
Lot w dolinę Lauterbrunen © salamandra

No dobrze, wróćmy do kwiatów. Wokoło wiosna! Cudownie żółto. Nie może być inaczej - wszak lipiec kolarski jest żółty :D
Alpejskie kwiaty (1)
Alpejskie kwiaty (1) © salamandra

A niech tam, niech jeszcze trochę tej żółci. Dla Michała, dla Rafała. Nie było żółtej koszulki, kiedyś będzie... a teraz, niech będą kwiaty.
Alpejskie kwiaty (2)
Alpejskie kwiaty (2) © salamandra

Tymczasem, wędrujemy ku wielkiej Trójce. Panorama Weg - nazwa jest adekwatna. Pokryte wiecznym śniegiem szczyty przyciągają wzrok. Jednak to, co jest na wyciągnięcie ręki, kwiaty, odcienie zieleni - łagodzą surowość lodu i skał. Kolosy... prawdziwie piękne.
Alpejska Wielka Trójka
Alpejska Wielka Trójka © salamandra

Alpejskie dzwoneczki... aż trudno zliczyć ile tych kwiatów. Delikatne, w cieniu tych wielkich gór. Równie zaczarowane.
Dzwoneczki alpejskie
Dzwoneczki alpejskie © salamandra

Podziwiamy, chłoniemy przyrodę i nagle, w sercu gór, docieramy do cywilizacji.
Jungfraubahn
Jungfraubahn © salamandra

Wydaje się niemożliwe, a jednak, to najwyżej położony dworzec kolejowy w Europie - Kleine Scheidegg. W sercu Alp. Stąd rusza kolej na Jungfrau. My, skorzystamy w drodze powrotnej.
Kleine Scheidegg
Kleine Scheidegg © salamandra

Tymczasem docieramy pod Eiger.
Przy północnej ścianie Eigeru
Przy północnej ścianie Eigeru © salamandra

Wokół sztucznego jeziora - głazy. Na nich - nazwiska ofiar północnej ściany. Odnajdujemy też jedno polskie. Widać kapliczkę. Przekonujemy się, że to muzeum i przy okazji odkrywamy coś ciekawego.
Kapliczka - muzeum pod Eigerem
Kapliczka - muzeum pod Eigerem © salamandra

Woda zimna, lodowata! W końcu z lodowca... Ale masaż... mmmmm... jeśli ochota - można sobie uruchomić.
Oczywiście korzystam. to nic, że przy okazji, zdejmując, topię jednego buta. Wrócę w mokrym. Ale nogi - jak nowe!

Wodny masaż pod Eigerem. Nogi, jak nowe :D
Wodny masaż pod Eigerem © salamandra

Kąpiel - rozkosz. W dodatku z jakim widokiem!
Jungfrau

Naprawdę super!
Jungfrau (2)

Kopytka nowe - można wędrować dalej :) Najwyższy czas. Trochę schodzenia jest, a dobrze byłoby zdążyć, gdzieś po drodze na ostatni zjazd. Ze dwie stacje zdałoby się pokonać tą kolejką do Grindelwaldu.

Schodzimy. Romantischer Weg. Eiger po prawej i... krowy :D Bez nich, nie ma prawdziwej Szwajcarii.
Alpejskie krowy
Alpejskie krowy © salamandra

Chyba cała rodzina je pędzi.
Pędzenie krów
Pędzenie krów © salamandra

Krowy do domu, my też. Na pociąg udało się zdążyć i... NIESPODZIANKA!!! Rafał Majka wygrał etap!!! Alpejski!!! Hurrra!!! Rafał pierwszy w Risoul!!! Brawo! Brawo! Brawo! Super dzień :D



Balkon Jury

  d a n e    w y j a z d u 0.00 km 0.00 km teren h Pr.śr.: km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:
Środa, 16 lipca 2014 | dodano: 13.08.2014

Cześć, dzień dobry, hallo, grüezi, grüezi mitenand, good morning, ...morgen, ...abend.... wszędzie tak samo i zrozumiałe. Tymczasem pierwszy raz byłam w górach, gdzie króluje Bonjour! :D

Trochę wspinaczki przez las i... Creux du Van - Balkon Jury. Coś, jak skalny amfiteatr. Wapienny łuk nagich skał i dobrze ponad stumetrowa przepaść.
Creux du Van - Balkon Jury
Creux du Van - Balkon Jury © salamandra

Jak to z balkonu, rozległa panorama. Z wysoka - widać więcej, a przy okazji, jest komu troszkę pozazdrościć ;)
Rowery na balkonie
Rowery na balkonie © salamandra

Jeszcze wędrówka skrajem przepaści i płaskowyżem, a przed powrotem błogie lenistwo i... podpatrywanie koziorożców.
Nic nie robić, leżeć w słońcu, zamknąć oczy, zdrzemnąć się
Nic nie robić, leżeć w słońcu... © salamandra

Zawsze myślałam: kozice, okazuje się, że są i koziorożce :)
Koziorożce
Koziorożce © salamandra

Nawet trzy :D

Trzy koziorożce
Trzy koziorożce © salamandra

I jeszcze jeden na półeczce. Odważny :)
Koziorożec na półce
Koziorożec na półce © salamandra

Aż szkoda wracać. Tak się zapatrzyłam.

Na koniec, może warto jeszcze wspomnieć, że obrazu geologiczno - geomorfologicznej osobliwości, dzieła polodowcowych i prarzecznych wód, dopełniają całkiem współczesne procesy w postaci ruchów masowych. Z braku roweru, pieszo czynione obserwacje, także okazały się interesujące.
Haki zboczowe
Wygięte pnie są świadectwem pełznącego zbocza © salamandra




czas pomyśleć o pakowaniu klamotów

  d a n e    w y j a z d u 14.91 km 0.00 km teren 01:00 h Pr.śr.:14.91 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A1
Środa, 9 lipca 2014 | dodano: 13.08.2014

Szkoda, że muszę zostawić rower :(



Dzikie róże, pajęczyny i żółtka

  d a n e    w y j a z d u 19.50 km 13.50 km teren 01:10 h Pr.śr.:16.71 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A1
Wtorek, 8 lipca 2014 | dodano: 13.08.2014

Po pierwsze - dzikie róże. Na leśnych uprawach.

Dzika róża 1
Dzika róża 1 © salamandra

Dzikie róże 2
Dzikie róże 2 © salamandra

Po drugie - pajęczyny. Są wszędzie.

Pajęczyna No1
Pajęczyna No1 © salamandra

Pajęczyna No2
Pajęczyna No2 © salamandra

Pajęczyna No3
Pajęczyna No3 © salamandra

Pajęczyna No4
Pajęczyna No4 © salamandra


Po trzecie - żółtka, żółtka, żółtka... Tych, to ja sama się doszukuję. Wszak pora na... TdF ;)

Żółtko #1 dziewanna
Żółtko #1 dziewanna © salamandra

Żółtko #2
Żółtko #2 © salamandra

Żółtko #3
Żółtko #3 © salamandra

Żółtko #4
Żółtko #4 © salamandra


Zielono mi? Chyba jednak żółto :D



zachód na moście

  d a n e    w y j a z d u 11.55 km 0.00 km teren 00:45 h Pr.śr.:15.40 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A1
Poniedziałek, 7 lipca 2014 | dodano: 13.08.2014

Cumulus congestus - wypiętrzony. Jak kalafior. Olbrzymie kalafiory. Głodna nie byłam, ale tyłek ruszyłam, wyłącznie za sprawą obłocznych warzyw. Niczym dojechałam na most - po kalafiorach nie było śladu. Ale zachód na Milenijnym i tak był ciekawy.

Letni zachód na Milenijnym (1)
Letni zachód na Milenijnym (1) © salamandra

Letni zachód na Milenijnym (2)
Letni zachód na Milenijnym (2) © salamandra

Letni zachód na Milenijnym (3)
Letni zachód na Milenijnym (3) © salamandra

Dystans nie powala, bo: po pierwsze - mam blisko, po drugie - na moście było więcej ciekawskich, w tym jeden rowerzysta - gaduła, jak ja i trochę sobie pogwarzyliśmy. Po trzecie - upał nie nastraja do długich dystansów - przynajmniej mnie. Z lubości do upałów, to wiem, słynie Rafał, niejaki Majka, więc podziwiam!



belfer team #3

  d a n e    w y j a z d u 44.10 km 10.00 km teren 03:00 h Pr.śr.:14.70 km/h Pr.max:0.00 km/h Temperatura: HR max: (%) HR avg: (%) Podjazdy: m Kalorie: kcal Rower:Kross Level A1
Wtorek, 1 lipca 2014 | dodano: 13.08.2014

Początek wakacji i wspólne rowerowanko do Lisowic. Ha! Po raz trzeci. Tym razem i my trzy: Viola, Ania i ja. Kierunek już chyba tradycyjny - Lisowice. Za to trasa, za każdym razem troszkę inna. Ruszamy przez Grabową - Żerniki - Osiniecką - Jerzmanowo. Potem polnie do Lutyni.
Tu przystanek krajoznawczy - "kościół z kulą". Właściwie z kulami, w tym największą - płaczącą kulą. Historia Lutyni, kościoła i kul sięga bitwy z grudnia 1757 roku, w której zmierzyły się wojska austriackie, pod dowództwem księcia Karola Lotaryńskiego oraz pruskie, pod wodzą Fryderyka II Wielkiego. Armatnie kule, łatwo w murach świątyni zauważyć. Ta jedna, płacze - gdy pada deszcz, strużki wody spływają z niej niczym łzy, wylewane nad losem poległych w bitwie pod Lutynią żołnierzy. Barwią ściany świątyni, rdzawym kolorem, niczym "armatnia krew".
Kościół w Lutyni
Kościół w Lutyni © salamandra

Kościół w Lutyni (2)
Kościół w Lutyni (2) W murach widoczne kule. © salamandra

Kościół w Lutyni (3)
Kula doskonale widoczna. © salamandra

A oto "płacząca kula". Największa.
Płacząca kula
Płacząca kula © salamandra

Ciekawa historia... ale ruszamy dalej. Przez Jarząbkowice - do Lisowic.
Piotr już czeka i... tradycyjnie :D doskonała kawusia.
Pycha kawusia
Ambrozja © salamandra

Gadu, gadu... pieczemy kiełbaski. Tym razem żadnej burzy na horyzoncie. Rozkosznie jest.
Pieczemy kiełbaski
Pieczemy kiełbaski © salamandra

Pycha kiełbaska
Będzie pycha kiełbaska © salamandra

Wracamy przez Bogdaszowice, potem zielonym szlakiem do Gałowa. Dalej Samotwór - nie odmawiamy sobie wjazdu na dziedziniec pałacu. Właściwie pierwszy raz widzę go z tej strony.
Pałac Aleksandrów w Samotworze
Pałac Aleksandrów w Samotworze © salamandra

Ostatni odcinek już tylko szosą. Jarnołtów - Jerzmanowo - Żerniki - Grabowa - Lotnicza i... dzięki dziewczyny za wspólne kręcenie :)