Listopad, 2015
Dystans całkowity: | 92.15 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 06:00 |
Średnia prędkość: | 15.36 km/h |
Maksymalna prędkość: | 30.25 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 30.72 km i 2h 00m |
Więcej statystyk |
Dzik, jak malowany...
d a n e w y j a z d u
34.05 km
0.00 km teren
02:15 h
Pr.śr.:15.13 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Nareszcie... nie to, że sobota, ale, że sobota bez szkoły, bez roboty... Ha, haaa! Robota może by się i znalazła, a nawet na pewno, ale wiadomo: nie zając, nie ucieknie. Słoneczko, ach... super. Niebo - niebieskie, koła napompowane, ciuchy na cebulkę i wio!
Widoczność nie najlepsza, ale i tak wszystko pięknie. Tu i ówdzie sarenki, bażanty - kolorowi panowie, szare panie i... nagle, ze dwa metry przed rowerem, zupełnie nie wiem skąd, DZIK. O! Oooo! Potruchtał sobie. Ładny, jak z obrazka. Ale w sumie, dobrze, że sobie pobiegł. Może paręset metrów podjechałam dalej i co? Jednak, jednak są na Złotnikach dzikie świnie. Prawdę pisali ;)
Dzikie świnie © salamandra
Ryją aż miło. Rozglądam się... niewiele do rycia zostało. No, no...
Dzika świnia przy obiedzie © salamandra
Przejechałam mimo świń, nawiasem, wydawały się zupełnie niezainteresowane niczym dookoła, poza jakimiś korzonkami oczywiście.
Ja - ze Złotnik na Jerzmanowo, potem Jarnołtów i dalej - w stronę słońca. W Samotworze skręciłam w moją, do niedawna, jedną z ulubionych szos - do Gałowa. W Bystrzycy woda wysoko. Jeszcze nie dojechałam do mostu na Strzegomce, a serce już miałam ponownie pokrojone. Gdzie jest ten las? Gdzie jest ten mój las? Skutki lipcowej wichury, a raczej trąby, wciąż biją po oczach. Jeno ten dąb się ostał. Potrzaskany, ale stoi. Żyje. Uff...
Dąb koło Samotworu © salamandra
Temperatura - taka sobie była. Koło zera. Gdzie cień - to szron. Gdzie słońce - tam krople na gałęziach. Zimno, ależ skąd - ciepło. Tak mi się przypomniało... wczorajsze spotkanie z Jakubem Rybickim.
Spotkanie z JR © salamandra
Zajrzał do nas, z opowieścią zaiste intrygującą. "Zimne dranie"... na zamarzniętym Bajkale. Gdzieś tam, kiedyś... słyszałam Coś tam się o uszy obiło. Ale to, nie to samo, co wziąć do ręki książkę, poczytać, potem posłuchać, pooglądać. Mróz -30 stopni, wmordewind ponad setkę, a tu dwa zakręty rowerami po lodzie zasuwają. Trzy tygodnie... Teraz, już zawsze będzie mi ciepło. "Po Bajkale" Jakuba Rybickiego - polecam, na zimowe wieczory i nie tylko. Chociaż, może już znacie... ja to... z refleksu nie słynę, często się dowiaduję ostatnia.
Trzynastego w piatek
d a n e w y j a z d u
15.55 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:15.55 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Leniwie po pracy.
Wiewiórki w Parku Zachodnim © salamandra
Trochę ciemno już było na zdjęcia. Światła mało i szarówka. Poruszone, nieostre... ale i tak fajne są. Oczywiście, ze wiewiórki :)
Wsłuchana w szelest liści? © salamandra
Schować zapasy © salamandra
Nie ma jak dobry kamuflaż © salamandra
Kross z wiewiórką © salamandra
Do Wojnowic
d a n e w y j a z d u
42.55 km
0.00 km teren
02:45 h
Pr.śr.:15.47 km/h
Pr.max:30.25 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Wyjątkowo ciepły listopad, w pracy wolne - trzeba korzystać :) Gdzieś mi się tam kołatały w myślach te Wojnowice. Niby niedaleko, ale i nie rzut beretem. Pogoda, jak na listopad wymarzona. W każdym razie - na początek Leśnica i park, a stamtąd do Wojnowic coraz bliżej. Już tylko trzy, może cztery berecie rzuty, w zależności jak komu do Małachowskiego blisko.
Jesienne ostatki nad stawem w Parku Leśnickim © salamandra
Gdzieś między Żurawińcem, a Mrozowem, uświadomiłam sobie, że jednak będą te Wojnowice. Ale póki co, jesienne pola i kolory, kolory... jesieni. Ciepłe brązy, wszystkie odcienie żółtego i słońce, słońce, słońce...
Jesień na skraju lasu © salamandra
Chwila, i Wojnowice już są. Ciche, spokojne, uśpione.
Zamek w Wojnowicach © salamandra
Kilka minut odpoczynku i obowiązkowa rundka wokół zamku.
W jesiennych Wojnowicach © salamandra
Słońce coraz niżej. Nie ma rady - pora wracać.
Zamek na wodzie © salamandra
Wojnowice - Wilkostów - Brzezinka - Pisarzowice - Wilkszyn... droga szybko umyka. Na dobranoc, postanowiłam zafundować sobie jeszcze Mokrzański. Skręcam do lasu, azymut na Lisie Jamy, głęboki oddech... Już z daleka widzę, że coś nie teges. Mgła? Coś nie bardzo - za wysoko. Dym! Strażacy, dobre dusze, jednak pozwalają mi przejechać. Pali się ściółka. Mówią, że tylko w tym miejscu, więc może las nie ucierpi srogo. Ale i tak mi żal. Im głębiej w las, tym straży więcej. Dowożą chłopaki wodę z Junackiej. Tylu chłopa - dadzą radę. A ja... palant, choć to nie piątek i nie trzynastego, oczywiście mam aparat, tyle, że kartę pamięci skrywa czytnik mojego laptopa :/ Wewnętrzna pamięć, pomieści zdjęć tyle, co kot napłakał. Z bólem serca usuwam coś tam jesiennego, czyli złotogodzinny pejzaż z drogi do Wilkostowa. Robię, tym sposobem, miejsce dla jednej, jedynej foty reportażowej z pożaru. I co? N i e u d a n a! P o r u s z o n a :/ Jednak wstawiam - innej nie mam. Być na miejscu, mieć aparat i... już nie ma, co rozpamiętywać. Żeby tylko las się ostał. Zmrok zapada, coraz ciemniej wokoło i tak pewnie nic by z tych zdjęć nie było.
Straż pożarna przy Lisich Jamach © salamandra
Wracam do domu. Wieść o pożarze dotarła przede mną. Lotem błyskawicy, rzec by można.