Grudzień, 2012
Dystans całkowity: | 98.73 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 06:53 |
Średnia prędkość: | 14.34 km/h |
Liczba aktywności: | 7 |
Średnio na aktywność: | 14.10 km i 0h 59m |
Więcej statystyk |
jeszcze w starym roku
d a n e w y j a z d u
15.35 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:15.35 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Trafiła się sylwestrowa jazda, czyli ekspres z zakupami. Co prawda bardziej przypominał powolny towarowy. Na szczęście bez sapiącej lokomotywy, za to z plecakiem.
W drodze powrotnej szybka fotka w miejscu, które bardzo lubię... pieszo :-D
Już zamknięte. Nawet taki zakupocholik jak ja, może patrzeć bezkarnie. CH Magnolia.
w grudniu po południu
d a n e w y j a z d u
16.13 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:16.13 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:1.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Better ought than nought. Lepiej mało niż nic :D
jazda nadodrzańska
d a n e w y j a z d u
17.10 km
0.00 km teren
01:05 h
Pr.śr.:15.78 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Linka założona, przerzutki wyregulowane, jazda nadodrzańska. W sumie to miejska, ale nadodrzańska, ciut jakby lepiej brzmi. Mały look na ptasie zimowisko. Trochę bractwa się kręci :) Łabędzi, jakby co, naliczyłam 25.
Też się trochę pokręciłam, a w tym czasie ptasie obserwacje ewoluowały (od ewolucji, nie ewaluacji ;-)) w kierunku astronomicznych.
Wschód Księżyca nad Wrocławiem... a może nuta na sześciolinii?
perfumy osłabiają zdolność prowadzenia pojazdów mechanicznych
d a n e w y j a z d u
4.70 km
0.00 km teren
00:15 h
Pr.śr.:18.80 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Ładną mamy Wielkanoc tego Bożego Narodzenia. Ano miała być pierwsza wiosenna wycieczka tej zimy. Wyszykowałam się promiennie, kominiarka w kąt. Perfumy, obłok bajecznych zapachów i... pusty łeb.
Od początku coś było nie tak. Żebym się tymi zapachami nie odurzyła, to może moja zdolność prowadzenia pojazdów mechanicznych byłaby w najlepszym porządku i wcześniej bym coś spostrzegła. A tak - nie była. Zerwałam przerzutkę :(
Na jedynce do domu, rzec by można rowerowym truchtem. Ale kalosz :(
sentymentalnie nad fosę
d a n e w y j a z d u
15.20 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:15.20 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Dawno, dawno temu... to była na fosie ślizgawka! Fajnie się jeździło na łyżwach. Ale to było - naprawdę dawno temu :D
Pokręciłam się sentymentalnie ścieżką wzdłuż fosy, przy okazji kontemplując zimowe (świąteczne?) iluminacje.
Cóż, takiej fontanny, to kiedyś nie było :-)
śnieg maskuje brud, nie smród
d a n e w y j a z d u
20.25 km
0.00 km teren
01:45 h
Pr.śr.:11.57 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-4.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
W zasadzie, to z niedzielną wizytą. Cóż natura włóczykija nie pozwala jechać prosto do celu. Postanowiłam deczko zboczyć na Kozanów, obczaić co i jak z nowym wałem.
Wał jest. Wygląda jakby gotowy.
Koroną faktycznie coś na kształt pieszo rowerowej ścieżki spod śniegu się wyłania. Póki co, całość, całkiem nieźle, sprawdza się jako sankostrada. Co zaś, do tej opiewanej w mediach ścieżki, to przejazd nią, kończy się na policyjnym płocie z siatki. "Wstęp wzbroniony, teren policyjny". Kicha, myślałam, że przetrę szlak do Odry, tymczasem odwróciłam kitę i obejrzałam sobie widoki, które chwilę wcześniej miałam za plecami. Nie do końca było to miłe. Wprawdzie śnieg w roli zasłony maskującej sprawdza się doskonale, ale... maskuje brud, nie smród. Ścieki (chyba) na wysokości punktowców, capią jak zwykle.
Na starych wałach, co za ulga, było już OK :-)
om-nom-nom
d a n e w y j a z d u
10.00 km
0.00 km teren
00:48 h
Pr.śr.:12.50 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Od rana znosiłam jajko. Spojrzenie za okno - pięknie, na termometr - mina zmrożona, na rower - tęsknota wierci dziurę. Stos klasówek szczerzy kły - w końcu uciekłam. Pierwsza zimowa jazda. Rumak, jak to koń, ciągnie sam... nad Odrę.
Ja tylko się rozglądam. Ulice odśnieżone, chodniki, jako tako, drogi rowerowe... olaboga, lepiej się nie rozglądać! Wcale ich nie ma. A gdzież to się pochowały? A pewnie tam, gdzie, której było bliżej. Pod śniegiem, pod błotkiem, czyhają na takich wariatów jak ja. Jadę uważnie. Na Rędzińskiej, nawet trochę szybciej i już jestem, już witam się z psem.
Zaraz, zaraz, przecież ja nie mam psa! Ale takiego, to mogłabym mieć. Problem w tym, ze psy były dwa. Ten mały, śmieszny szczeniak. Wyraźnie szukał towarzystwa do zabawy i czegoś do przekąszenia. Ten drugi... dobrze, że mnie tylko powąchał.
Jadę sobie, śnieżek skrzypi. O! Okular przecieram, jest kolejny uciekinier.
Widać koń, też musi się rozgrzać. Aż dziw, że przy takim szczęściu do zwierzyny, dzika nie spotkałam. Może jutro.
Wracam i tak sobie myślę, że dziś, to nawet ten znienawidzony zwykle odcinek Ślęzoujścia, jakiś mniej kociołbowaty się wydaje. Chyba śnieg dziury pozalepiał :-)
Koło domu spotkałam Małgosię. Krótka licytacja, kto bardziej szalony. Ja z rowerem, czy ona bez czapki?
Aha, jajka nie zniosłam. Nie jestem kwoką. W końcu do mnie dotarło.