Czerwiec, 2015
Dystans całkowity: | 109.65 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 09:34 |
Średnia prędkość: | 11.46 km/h |
Liczba aktywności: | 3 |
Średnio na aktywność: | 36.55 km i 3h 11m |
Więcej statystyk |
Mistrzostwa Dolnego Śląska w RJnO - Świerzów 2015
d a n e w y j a z d u
10.00 km
0.00 km teren
01:20 h
Pr.śr.:7.50 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Zawody na orientację zawsze są super! A te w Świerzowie to już szczególnie. Świetna atmosfera, dobra zabawa, trochę ruchu, nie byle jaki las, a na koniec kaszaneczka z grilla, że nie wspomnę o pucharach ;)
Droga z Wrocławia do Obornik, to wiadomo jaka. Wolno, wąsko, kręto i dziurawy asfalt. Dopiero za Obornikami otwiera się okno na szerszy świat.
Kocie Góry © salamandra
W Kuraszkowie Dąb Napoleoński jeszcze stoi, choć przed "cięciem pielęgnacyjnym" się nie uchronił. Jakiś taki... wydaje się niezbyt gustownie przycięty. Liści za wiele tez mu nie zostało :( Ledwie chyba już dycha.
Dąb Napoleoński w Kuraszkowie © salamandra
Rozmiary rzadko spotykane, a i tabliczkę trochę ma niestandardową.
Pomnik przyrody © salamandra
Z Kuraszkowa już rzut beretem do Świerzowa, gdzie zmierzamy. Obie wioski mają w sobie to coś. Ładne i zadbane.
Droga między nimi też niczego sobie. Ma klimat.
Lipowy starodrzew przy drodze do Prusic © salamandra
W takich okolicznościach przyrody, docieramy na czas. Szykujemy rowery i rozgrzewka na start. Zawody odbywają się na średnim dystansie. Na punkcie 32 czeka także średnia niespodzianka ;) Właściwie powinnam napisać - zamiast punktu 32. Punktu nie ma! Ciekawe, gdzie się rozpłynął? Wcześniej był widoczny nawet z szosy.
Mnie niespodzianka spotkała jeszcze przed tym punktem, a potem za. Najpierw spadł mi łańcuch, a potem, nie wiem jakim sposobem spadło koło. To może i dobrze, że ten punkt zniknął, skoro taki pechowy był. ;)
Tegoroczny Świerzów okazał się bardziej kameralny i zawody trochę skromniejsze niż w ubiegłym roku. Zaś podobnie jak rok temu było przedburzowo i trochę deszczowo. No i atmosfera równie gorąca. Przywieźliśmy dwa razy więcej medali i puchary, z których jeden podróżował w moim plecaku. Nagroda za zwycięstwo w kategorii K-40. Niestety nie mogę powiedzieć, że to za sprawą wygranej rywalizacji, bo nawet ta jedna rywalka, która była na liście zgłoszeń, nie stawiła się na start. Ale cóż. Dystans przejechałam, w lesie nie zabłądziłam, punkty odszukałam, bezpośrednio za mną ich nie zbierali i nawet nie przyjechałam ostatnia na metę. Fajne zawody.
- dystans na wyścigu 7km
- dojazd na start i powrót z mety 3km
Las Mrozowski - 2 etap OMW w RJnO
d a n e w y j a z d u
46.00 km
0.00 km teren
04:14 h
Pr.śr.:10.87 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
dojazd 17,60 km 1h 16min
zawody 8,60 km 1h 37min
30sek
powrót 19,60 km 1h 31min
Ależ upał! Właściwie to kwintesencja ścigania i całego dnia. Miało już nie być tej patelni - cóż... od jutra :D Tymczasem,
nawet z rana, opony kleiły się do asfaltu. Z ulgą zjechałam, na
wysokości pętli w lesie Mokrzańskim, na polną drogę do Wojnowic. Po
nocnych burzach - spore bajora. Postanowiłam, nawet nadkładając drogi,
pojechać koło stadniny i przez Mrozów. Nie żałowałam. Błękitne niebo,
zielone pola, czerwone maki.
Między Mokrą, a Mrozowem © salamandra
Maki, chabry i rumianki. Niby pospolite, niby zlane deszczem... Przy drodze utworzyły całkiem niepospolity kwietny tunel.
Krajobraz z rumiankiem © salamandra
One też, jakby brały udział w wyścigu. Pną się ku Słońcu.
Rumianek, jak las © salamandra
No i las. Nareszcie trochę cienia. Ale nie chłodu. To juz jeden z ostatnich punktów. Jeszcze dwa i do mety :)
Kolejny punkt kontrolny © salamandra
Akurat ten fajnie usytuowany koło paśnika. Jest jeszcze sól w lizawce. Nie mam ochoty. Choć w ciepłych krajach, sól - podobno nie zastąpiona w upał. Póki co, wolę wodę. Piwniczanka - smakuje jak ambrozja.
Paśnik w lesie Mrozowskim © salamandra
Jadę, żeby dojechać. Pierwsza nie będę, później urodzeni raczej mnie wyprzedzają. Jednak cały dystans udaje się przejechać bezbłędnie i na mecie melduję się druga. W generalce prowadzę i na razie, zapewniam sobie srebro na październik. Zdobyłam punkty na dwóch etapach, więc na pewno będę się liczyć w tegorocznych mistrzostwach. Tymczasem, w upale, nawet generator prądu odmawia posłuszeństwa. Nie napojony paliwem strajkuje. I tak, czipy lądują w pancernej kasie szefowej zawodów. Póki co, kasą jest foliowy worek :D Nie ma podium, a szkoda, bo jak się później okaże, wirtualnie w elicie, stanęli na nim zarówno Tomek, jak i Kuba. Megagraty chłopaki :)
Powrót w tempie, nieco tylko szybszym od żółwia, przez Wiśniowa Górę. Obowiązkowo, przystanki na ławeczce w lesie Mokrzańskim i koło szlabanu na uprawach. Uff... jak gorąco. Wokół rumianki.
Rumianek pospolity © salamandra
Aha, na pętli w lesie, spotkałam Andrzeja. To już razem wróciliśmy przez tę Wiśniową. Po drodze, wyprzedzili nas Kuba z Tomkiem. Co znaczy młodość... Tomek jechał na flaku, nawet podwójnym. :/
Dolina Baryczy
d a n e w y j a z d u
53.65 km
0.00 km teren
04:00 h
Pr.śr.:13.41 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Jakiś czas nosiłam się z zamiarem przejażdżki ścieżką po trasie dawnej kolejki wąskotorowej. I tak, przyszła pora na ornitologiczną wycieczkę w Dolinę Baryczy.
W dolinie Baryczy © foto dzięki Kubie, który w przeciwieństwie do mnie, okazał się posiadaczem w pełni naładowanych baterii do aparatu
Trasa: Sułów - Pracze - Postolin - Kaszowo - Milicz - Sławoszowice - Ruda Milicka - Grabownica - Czatkowice - Czarny Las - Krośnice - Wierzchowice - Świebodów - Postolin - Sułów
Pierwszą część trasy pokonaliśmy szlakiem dawnej wąskotorówki. Ścieżka malowniczo biegnie wśród lasów, polami, skrajem wiosek. Miejsca dawnych stacyjek, zajęły punkty piknikowe i ekspozycje historycznej kolejki. Niektóre, ukryte wśród lasu, inne, jak ta - pośród cywilizacji ;)
Przystanek Zamek Milicki © salamandra
Zamiast stacji kolejowych, funkcjonują samoobsługowe stacje... o właśnie takie:
Stacja obsługi © salamandra
Szybko przejechaliśmy ten odcinek, coraz bardziej zbliżając się do królestwa ptaków. Troszkę zbaczając, odszukaliśmy "Czatownię pod rdzawoszyim" . I tak otworzył się przed nami, prawdziwie kojący upał, widok na staw Słupicki. Perkozy rdzawoszyje też udało się zaobserwować :) Że zaś, na mapie, udało się odszukać jeszcze inne czatownie... no zobaczymy, czy coś z tego wyniknie.
Po drodze mijamy kolejne stawy i znów nie sposób nie zerknąć. Gniazda w szeregu :)
Jaskółczy Staw © salamandra
Za Grabownicą, trafiliśmy na wieżę obserwacyjną, z widokiem na staw o tej samej nazwie.
Staw Grabownica z wieży widokowej © salamandra
Grabownica - widok z wieży obserwacyjnej © salamandra
Ukryci na wieży, obserwowaliśmy nie tylko ptactwo wodne, ale i kołujące drapieżniki. Wśród nich - polującego bielika. Podglądanie ptaków - zajęło więc niemało czasu.
Bielik nad Grabownicą © salamandra
W drodze powrotnej, nie rezygnując z ornitologicznych obserwacji, staraliśmy się trzymać czerwonego szlaku.
Stawy Milickie - Zofia © salamandra
Dzięki Kuba za wspólne kręcenie :)