Przebiśniegi, nareszcie...
d a n e w y j a z d u
20.00 km
0.00 km teren
01:50 h
Pr.śr.:10.91 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Podjęliśmy z Kubą, jeszcze jedną próbę poszukiwania przebiśniegów. Tym razem, udaliśmy się w bardziej pewne miejsce, czyli do Lasu Pilczyckiego. Nie byliśmy tam ładnych kilka lat. Budowa AOW i mostu na Ślęzie skutecznie uniemożliwiały dostęp do tego zakątka. Dawniej, każdego roku, w tym właśnie miejscu, dawaliśmy się zauroczyć dywanom przebiśniegów. Wszystko wskazuje na to, że po ustąpieniu ciężkiego sprzętu może być tak nadal.
Pierwsze przebiśniegi. Nareszcie...
Na początek małe zaskoczenie. Nowe tablice i info o ochronie siedlisk są i tu.
Zanim spostrzegliśmy przebiśniegi, mój wzrok przyciągnęła dorodna huba.
Potem ścieżką ponad Ślęzą. Widać, że dostępu jakiś czas tu nie było - ścieżka węższa, ale i śmieci nie ma :) Po rzece upływu czasu nie widać - meandruje, jak zwykle.
Gdzie się nie rozejrzeć, wszędzie wokół, maleńkie i delikatne przebiśniegi. Cudeńka.
Cóż, wreszcie jest i przyczyna zmian wszelakich w tej okolicy. Nawet, nawet, niczego sobie wygląda. Szkoda, że kosztem lasu, ale potrzebny był. Wielki jest, ale z łatwością wtopił się we wrocławski pejzaż. Zewsząd go widać, a tu całkiem z bliska. Most autostradowy.
Tu z trochę innej perspektywy. Widać, jaki Jaz Rędziński przy nim malutki... a taki się kiedyś potężny wydawał.
Przeprawiliśmy się przez grząskie, okropne błocko, lepką maź, w której omal się butów nie pozbawiłam, ale dalej też było ciekawie.
Dotarliśmy do ujścia Ślęzy. Trochę mało nam się wydawało. Jakiś niedosyt jazdy... Przejechaliśmy jeszcze wałem do Pracz. Udało się zaobserwować trochę zwierzyny, tylko pora na zdjęcia za późna i ciemno na foty już było.
Wracając, lis nam przemknął. Ale na niego, to nawet pomyśleć o wyjęciu aparatu nie zdążyliśmy.
komentarze
pozdrawiam