om-nom-nom
d a n e w y j a z d u
10.00 km
0.00 km teren
00:48 h
Pr.śr.:12.50 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-7.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Od rana znosiłam jajko. Spojrzenie za okno - pięknie, na termometr - mina zmrożona, na rower - tęsknota wierci dziurę. Stos klasówek szczerzy kły - w końcu uciekłam. Pierwsza zimowa jazda. Rumak, jak to koń, ciągnie sam... nad Odrę.
Ja tylko się rozglądam. Ulice odśnieżone, chodniki, jako tako, drogi rowerowe... olaboga, lepiej się nie rozglądać! Wcale ich nie ma. A gdzież to się pochowały? A pewnie tam, gdzie, której było bliżej. Pod śniegiem, pod błotkiem, czyhają na takich wariatów jak ja. Jadę uważnie. Na Rędzińskiej, nawet trochę szybciej i już jestem, już witam się z psem.
Zaraz, zaraz, przecież ja nie mam psa! Ale takiego, to mogłabym mieć. Problem w tym, ze psy były dwa. Ten mały, śmieszny szczeniak. Wyraźnie szukał towarzystwa do zabawy i czegoś do przekąszenia. Ten drugi... dobrze, że mnie tylko powąchał.
Jadę sobie, śnieżek skrzypi. O! Okular przecieram, jest kolejny uciekinier.
Widać koń, też musi się rozgrzać. Aż dziw, że przy takim szczęściu do zwierzyny, dzika nie spotkałam. Może jutro.
Wracam i tak sobie myślę, że dziś, to nawet ten znienawidzony zwykle odcinek Ślęzoujścia, jakiś mniej kociołbowaty się wydaje. Chyba śnieg dziury pozalepiał :-)
Koło domu spotkałam Małgosię. Krótka licytacja, kto bardziej szalony. Ja z rowerem, czy ona bez czapki?
Aha, jajka nie zniosłam. Nie jestem kwoką. W końcu do mnie dotarło.