Grudzień, 2013
Dystans całkowity: | 384.85 km (w terenie 0.00 km; 0.00%) |
Czas w ruchu: | 25:14 |
Średnia prędkość: | 15.25 km/h |
Liczba aktywności: | 16 |
Średnio na aktywność: | 24.05 km i 1h 34m |
Więcej statystyk |
W południe na zachód, czyli jak zwykle.
d a n e w y j a z d u
26.20 km
0.00 km teren
01:30 h
Pr.śr.:17.47 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Między pracą, a pracą, super odetchnąć lasem. Jednak 2k jeszcze nie ma.
Polowanie na Księżyc
d a n e w y j a z d u
15.90 km
0.00 km teren
01:00 h
Pr.śr.:15.90 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:0.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Wczoraj obserwowałam ciekawy wschód Księżyca, niemalże w tym samym czasie, co zachód Słońca. Ale oczywiście... nie miałam aparatu. Nabrałam apetytu, a że dziś pełnia, postanowiłam urządzić polowanie na Księżyc. Jedna doba, a jaka różnica. Zachód Słońca, podobnie jak wczoraj - przed czwartą, ale Księżyca o tej porze jeszcze ani widu. Niby człowiek wie, co i jak z tym obiegiem, ale naprawdę całkiem inne, i miejsce, i pora. Przyuważyłam ten Księżyc, dopiero wracając. Fajnie wyglądała taka wielka, różowa facjata. Jednak foto udało się(?) dopiero na finiszu. Już nie był różowy.
Pełnia Księżyca nad stawem Pilczyckim.
Na bóle duszy i ciała, czosnek najlepiej działa.
d a n e w y j a z d u
20.60 km
0.00 km teren
01:09 h
Pr.śr.:17.91 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Weekend w betach. Jakieś świństwo przyatakowało rodzinnie, więc pielesze z musu. Czosnek, wapienko, sinupret i takie tam. Dziś już lepiej. Niezupełnie może, bo jeszcze zanim wytaszczyłam rower, już byłam mokra. Ale cóż, ciągnie wilka do lasu. Jakoś się wygramoliłam. Kross po serwisie u Tomka, dostał skrzydeł i polecieliśmy.
Pięknie dzisiaj widać było Ślężę na tle pomarańczowego zachodu. A chwilę później, wschód księżyca. Nisko, wielki, na tle różowości. Wjechałam w uprawy i... godzinka na bujanie w obłokach :)
Rajd przez płotki
d a n e w y j a z d u
31.55 km
0.00 km teren
02:15 h
Pr.śr.:14.02 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-2.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Dwa dni huraganu - wystarczy. Sporo połamanych drzew. Nad Ślęzą, zwaliła się stara akacja, przy której ostatnio, pracowicie uwijały się bobry. Wszędzie pełno śnieci i gałęzi - dzieło Ksawerego. Na szczęście dzisiaj odpuścił i dało się ruszyć tyłek.
Zrobiłam sobie pętelkę po Mokrzańskim. W lesie też trochę spustoszenia, drogi poprzegradzane szlabanami ze zwalonych sosen. Rajd przez płotki.
Wolne poniedziałki są super
d a n e w y j a z d u
34.30 km
0.00 km teren
02:30 h
Pr.śr.:13.72 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Szczególnie takie, jak dziś. Niebo błękitne, pełnia słońca, ciepełko... dobra, to ostatnie, to trochę przesada. Ale ciepłe ubranko: kurteczka, kominiareczka, ciepłe skarpetusie i ubachutany bałwanek może ruszać na rower.
W Mokrzańskim było super. Cicho - tylko dzięcioły słychać.
Na Lisich Jamach zrobiliśmy inspekcję paśnika. Sianko jest, świeżutkie :)
Lizawki, że palce lizać - taaakie bryły soli.
Poza tym, Mokrzański niestety, cały skancerowany. Koło paśnika, to chyba ostatni dziki zakątek się ostał. Niechby ci drwale wreszcie się stamtąd wynieśli.
Tropem bobrowych zgryzów, albo las Ratyński
d a n e w y j a z d u
36.00 km
0.00 km teren
02:35 h
Pr.śr.:13.94 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:6.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Rano przeczytałam autorytatywną wypowiedź: "zima, to nie jest czas dla rowerzystów". Tak twierdził pewien policjant, wychwalając zalety komunikacji miejskiej i przywołując do wtóru, otóż to - nie kogo innego, tylko samego Czesława L. Cóż, w babie przekora, a 1 grudnia - nie zima, jeno przedzimie dopiero, więc czas na rower jeszcze nie taki zły. Śniegu ani śladu, słoneczko, ale żeby za dobrze nie było, to wiatr i błoto do kompletu.
Wybraliśmy się z Kubą śladem bobrowych zgryzów, najpierw nad Ślęzę. Można rzec, że z tygodnia na tydzień przyciętych pni i gałęzi przybywa. Sympatyczne zwierzaki, więc gdzieś tam są i dobrze :)
Inspekcja wypadła pomyślnie, zatem ruszyliśmy dalej w stronę Jerzmanowa i doliny Bystrzycy. Po drodze, Kuba focił jakieś kuraki, a ja przy okazji przetestowałam swój termiczny bidon. Po godzinie herbata okazała się ciepła. Jak na lidlowski zakup za 12 zeta, to chyba nieźle.
I tak, pod wiatr, dokulaliśmy się nad Bystrzycę. Kiedyś, wczesną wiosną, już wałęsaliśmy się po okolicy, raczej trzymając się biegu rzeki. Dziś przyszła kolej na las Ratyński, generalnie mokry, ale las to las. Zawsze fajnie się poszwendać, nawet mimo błota.
Niektóre drogi biegną po fajnych groblach, przy jednej urządziliśmy sobie batonikowy popas. Niestety herbata po 1,5 godziny ledwie letnia. Nic, a nic dziwnego, chociaż fizyka, oględnie mówiąc, w szkole moim ulubionym przedmiotem nie była.
Tutaj droga na grobli w lesie Ratyńskim, jeszcze w barwach jesieni.
Słoneczko sprzyjało naszej przejażdżce. Rześkie powietrze, uśpiony las, niedziela - salamandra uśmiechnięta. Foto by Kuba
Przy wyjeździe trafiliśmy na ciekawą dębową aleję. Nie sposób było się nie zatrzymać.
Nawet bez liści, niemłode chyba, dęby robią wrażenie. Nie było nas, był las. Niech tak zostanie.