Z biegiem Odry do Prężyc
d a n e w y j a z d u
41.25 km
0.00 km teren
02:50 h
Pr.śr.:14.56 km/h
Pr.max:30.71 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Praca, albo grypa, albo studia, albo wiatr... Padało, ale człowiek nie z cukru. A jak się ckni - wytrzymać trudno - mnie się ckniło. Bardzo. To pojechałam. Nad Odrę i od Rędzińskiej - wałem. Jakoś tak... grząsko po deszczu, ale co tam.
W pobliżu ujścia Bystrzycy, postanowiłam zerknąć na to bolsze drzewo, co to je zimą bobry podgryzały. Okazało się, że i owszem - skutecznie.
Nadgryzione i zwalone © salamandra
Leży sobie. Młodsze gałązki pewnie tez ma poobgryzane z kory.
Bobrowe dzieło nad Bystrzycą © salamandra
No i tak dojechałam do Janówka. Deczko się rozpogodziło (tak mi się przynajmniej wydawało), więc zamiast prosto na Pracze, postanowiłam wybrać się do Prężyc. Przy okazji zoczyłam kilometry nowych wałów w okolicy oczyszczalni. Nie za bardzo lubię tamtędy jeździć, ale jakoś przeokropnie nie capiło tym razem. Orientując się wg starego komina z bocianim gniazdem, udało mi się nie zgubić w tej wężowinie inwestycji przeciwpowodziowych, czy jakie one tam są. W każdym razie trafiłam na stary wał i powiem, że lepiej się jechało niż po tej nowej, grząskiej chińszczyźnie. Na wysokości ruin zamku w Urazie, zaczęło padać. Trochę zmokłam, ale najbardziej doskwierał mi brak towarzystwa.
Dziwne... a może nie. Jakoś tak, nieswojo się czułam, zwłaszcza na tych
wałach. W każdym razie, nawet w deszczu, wszędzie pachniało wiosną i gaworząc sama ze sobą, dojechałam do Prężyc.
U celu © salamandra
Chwila na słodkie co nieco, a potem powrót szosą. Prężyce - Gosławice - Brzezinka Średzka - Pisarzowice - Wilkszyn - Marszowice...
Po drodze sarny wypinały białe zadki, bociana w Pisarzowicach jeszcze nie było, albo nie widziałam. Aha i jednak nie odmówiłam sobie leśnych upraw. Dopiero potem, nareszcie do domu, gdzie tymczasem wysprzątane i udka pieczone... mniam, mniam, mmmm... pycha :) Dzięki chłopaki :)
Zaćmienie na górce w Brzezinie
d a n e w y j a z d u
33.90 km
0.00 km teren
02:10 h
Pr.śr.:15.65 km/h
Pr.max:29.15 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Szybki rajd przed pracą na górkę w Brzezinie. No, bo niby zaćmienie... Tak naprawdę, to po prostu nigdzie dawno nie byłam i ckniło mi się niesamowicie. Na górce, bliżej niż Słońce, były sarny.
Sarny na górce w Brzezinie © salamandra
Co do zaćmienia - w pracy też się załapałam. Maska spawalnicza wymiata :D
Campus Grunwaldzki
d a n e w y j a z d u
0.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Kto by pomyślał... Sama jestem winna swojej, ostatnimi czasy, sporadycznej aktywności rowerowej. Jednak w takie poranki, szczególnie mocno odczuwam różnicę pomiędzy potrzebami serca, a tym, co przyniosła rzeczywistość. Kto by pomyślał, że po latach wrócę do szkoły, znowu na drugą stronę. Welcome Alma Mater. Once again.
Wczoraj, jak ten zakręt, zaliczyłam niemały odlot w czasie, znaczy się przyjechałam do szkoły godzinę za wcześnie. Mały spacer i... szkoda było nie skorzystać ze światła.
Stare i nowe nad Odrą (1) © salamandra
Trochę bliżej © salamandra
Gmach Urzędu Wojewódzkiego © salamandra
Most Pokoju © salamandra
Ponad Odrą w stronę Muzeum Narodowego © salamandra
Most Grunwaldzki © salamandra
Marcowy poranek nad Odrą (1) © salamandra
Marcowy poranek nad Odrą (2) © salamandra
Trochę ciężko... ale nie jest tak całkiem źle wrócić na studia. W każdym razie - jeden semestr już za mną ;)
Panienka z okienka
d a n e w y j a z d u
41.00 km
0.00 km teren
02:25 h
Pr.śr.:16.97 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Znowu pojechałam do Stoszyc. Żeby się napatrzeć. Są :))
Pierwsze przebiśniegi © salamandra
To już :)) Pora przebiśniegów.
Przebiśniegi © salamandra
Nawet mój kross się wpasował.
Kross i przebiśniegi © salamandra
Delikatne, bialutkie...
Białe cudeńka © salamandra
Najpiękniejszy czas w łęgowym lesie. Pięć minut doliny Bystrzycy.
Przebiśniegi w dolinie Bystrzycy © salamandra
Jeszcze nie polany przebiśniegów. Ale za kilka dni... będzie jak w bajce. Prawdziwe królestwo delikatnych, śnieżnobiałych kwiatów.
Tymczasem, nad samą rzeką, jeszcze żółcą się leszczyny. Gdzieniegdzie już przekwitły, ale tu - jeszcze nie.
Nad Bystrzycą © salamandra
Jeszcze pysznią się w promieniach zachodzącego słońca.
Kwitnąca leszczyna © salamandra
Trochę zmarudziłam. Naprawdę trudno oderwać wzrok, jednak pora do domu. Wracam przez Romnów - Skałkę - Samotwór - Gałów - i znowu Jarnołtów. W ruinach młyna - panienka z okienka ;)
Panienka z okienka © salamandra
Niezłą miejscówkę sobie znalazł. Nie ma to, jak dobry punkt obserwacyjny.
Już go tam kiedyś widziałam. Wiadomo - z wysoka widać więcej ;)
Stróż we młynie © salamandra
Zachód tez, całkiem kolorowy się trafił.
Lutowy zachód nad Jerzmanowem © salamandra
Pierwsze przebiśniegi :))
d a n e w y j a z d u
51.00 km
0.00 km teren
03:15 h
Pr.śr.:15.69 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Można rzec, że standardem na południowy - zachód: Jerzmanowo - Jarnołtów - Samotwór - Skałka - Bogdaszowice - Stoszyce.
Po drodze NIESPODZIANKA :)) Chociaż, właściwie to pilnie wypatrywana :))
Pierwsze przebiśniegi © salamandra
Na razie pojedyncze kępki, ale ile ich jest! Odważnie wychylają białe główki ku słońcu. Uwielbiam, kiedy zakwitają :))
Przebiśniegi w Dolinie Bystrzycy © salamandra
Ten był pierwszy. Pierwszy, którego zauważyłam :))
Maleńki pierwszy © salamandra
Przyroda budzi się. Dużo też zwierzyny na polach. Sarny, myszołowy, bażanty. Trochę słońca, ciepła i jaka radość.
Z uśmiechem dojeżdżam do Stoszyc.
Gniazdo też czeka © salamandra
Taka ruina... chyba się nie doczeka. Trochę szkoda tego pałacu.
Ruiny pałacu w Stoszycach © salamandra
Z powrotem przez Gałów.
Lutowa Radunia
d a n e w y j a z d u
0.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
We Wrocławiu śniegu było tyle, co kot napłakał. Nic dziwnego, że ani śladu nie ma. Może ze dwa razy sypnęło i stopniało. Taka zima, że właściwie już po niej. Tak więc, sezon wędrówkowy - czas zacząć. Na inaugurację wybraliśmy Radunię. Dzień jeszcze krótki, szlak spacerowy, a mrowia nie ma. Niedzielnych turystów, zwykle bardziej magnetyzuje Ślęża.
Start i od razu miłe zaskoczenie. Na przeł. Tąpadła - nowy parking. My jak, konie - parkujemy na starym. Ale dobrze wiedzieć, że jakby co, jest i nowy - większy. A... i drugie zaskoczenie. Dawno tu nie byliśmy. Niebieski szlak, świeżutko odmalowany, a nie, nie... nie to, że odmalowany - inaczej biegnie niż pamiętamy, inaczej niż na mapie.
Niebieski Szlak na zboczach Raduni © salamandra
Okrążamy Radunię, jednocześnie się oddalając. I tak jest fajnie. Las, śnieg, słońce, niedziela... super.
Wokół Raduni © salamandra
Trochę nadłożyliśmy drogi, ale szkoda nie wejść na szczyt. Wchodzimy na stary szlak - znaki jeszcze są widoczne.
Na starym niebieskim © salamandra
Samo południe. Trudno zrobić zdjęcie, ale i trudno się oprzeć. Lubię tę łączkę i widok - z Raduni na Góry Sowie.
Widok z Raduni na Góry Sowie © salamandra
Dąbrowa na Raduni uśpiona. Za to, igły jodeł - pełne blasku. Lśnią w południowym słońcu. Ciągle mało tych jodeł w Sudetach i na Przedgórzu, ale coraz więcej. Wyraźnie więcej. Niektóre wyrastają z wieku niemowlęcego.
Jodłowe gałązki © salamandra
Wracamy, cofając się do miejsca w którym zeszliśmy z nowego szlaku. Potem schodzimy w kierunku Łąki Sulistrowickiej. Za chwilę, jeszcze jedno zaskoczenie. Kiedyś był tu orczyk i stok narciarski. No dobrze - stoczek. Chyba naprawdę dawno tu nie byliśmy. Na stoku - brzózki. Całkiem spore :) A przy okazji widok na Ślężę.
Widok na Ślężę © salamandra
Teraz już prosto do auta. Może nawet i trochę niedosyt. Wypad nie za długi, ale nie ma co. Luty. Była zima, przedwiośnie i... w południe, może nawet trochę wiosny. Już niedługo :)
nocne szwendanie
d a n e w y j a z d u
17.30 km
0.00 km teren
01:05 h
Pr.śr.:15.97 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Szkoda, że nie mogłam wygramolić się wcześniej. Jakoś źle jestem zorganizowana. Aż żal - cudnie słoneczny luty dzisiaj... był. Dla mnie została noc.
Stadion miejski - szafirowy © salamandra
Szron dookoła
d a n e w y j a z d u
46.50 km
0.00 km teren
03:00 h
Pr.śr.:15.50 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:-3.0
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Zapowiadał się piękny dzień. Taaakie światło, więc zebrałam się ze słońcem. Z rana - fajnie jest być na Milenijnym. W okolicy, nie ma lepszych widoków na wschód. i... zachód :D
Barki na Odrze © salamandra
Przejechałam wzdłuż Odry. W słońcu, pordzewiałe barki nabierają kolorów, a stare szopy na działkach odmieniają się w szronie.
Szron nad Odrą © salamandra
Przy okazji, ponad działkami, zerknęłam sobie na Kolosa.
Most autostradowy © salamandra
Koło stadionu na "solorzowym stawie" poranna toaleta i śniadanie.
Smacznego © salamandra
Tymczasem - oszronione, nawet chaszcze nad Ślęzą nabrały innych barw i takie, jakieś... trochę inne się wydają ;)
Nad Ślęzą © salamandra
W trzcinach, też już ktoś nie śpi :)
Czyściochy © salamandra
Łabędzia para...
Idzie wiosna? © salamandra
Choć to chyba nie najlepsze miejsce na gniazdo. Powiedziałabym nawet, że jedno z najgorszych. Hałas, a w czasie imprez, totalny obłęd - dla ptaków stres i strach. Głuptasy, że tu domu szukają.
Cóż, ja tez do domu. Pod prąd, a co tam.
Ślęza © salamandra
Jak się wyrobię, to przed zachodem skiknę jeszcze raz. No i... udało się :D
Las Mokrzański
d a n e w y j a z d u
30.00 km
0.00 km teren
02:00 h
Pr.śr.:15.00 km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Czarne sosny i niebieskie niebo. To lubię. Nareszcie.
Czarne sosny na leśnych uprawach © salamandra
Większość wyjazdów zaczynam przemykając obok tych sosen i... jakoś się nie nudzą. Można powiedzieć - stare znajome ;)
Potem park w Leśnicy i miała być górka w Brzezinie. Ale był... jakżeby inaczej? Las Mokrzański :) Trochę błota, trochę ścieżek zmrożonych. Fajnie chrzęściły.
Na Bartoszowice
d a n e w y j a z d u
31.35 km
0.00 km teren
02:15 h
Pr.śr.:13.93 km/h
Pr.max:25.61 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:Kross Level A1
Szaro, zimno i wiatr... nic nowego. Szkoda... urlop, jak się zaczął - tak się kończy :(
Jednak było, nie było - weekend. Umówiliśmy się z Kubą na jazdę "z dala od błota". Kierunek - wschód. Większość drogi wałami. Miasto niby znane, a jednak, gdzieś tak na wysokości kościoła na Kasprowicza, zorientowałam się, że niekoniecznie. Minęliśmy Kilimandżaro, gdzie dziś wyjątkowo, mekka kolarzy mtb zamieniła się w meeting właścicieli psów. Prawdziwe psie szaleństwa :) - a to z powodu wrocławskiej akcji wspólnego spacerowania. Potem Stadion Olimpijski, Zakład pojazdów i silników PWr - dojechaliśmy do Jazu Opatowickiego.
Jaz Opatowicki © salamandra
Z mostu na Bartoszowicach, zamajaczyła rzeka, jak dawniej. Ta sprzed przebudowy. Brzegi porośnięte trzciną i szuwarami. I tak oto, Kuba zainspirował mnie do powrotu w to miejsce i jeszcze dalej, kiedyś tam... może wiosną?
Styczniowa Odra © salamandra
Cóż... gdy spojrzeć na drugą stronę, naszą stronę - wraca szara rzeczywistość. Tu też, na wschodzie, jak na zachodzie, akcja poszerzania koryta Odry, jawi się "księżycowym" krajobrazem. Na dnie pracują dwie koparki, widać ekipę remontową. Coś działają - może kiedyś skończą.
Remont koryta Odry © salamandra
Przed powrotem, przeprawiliśmy się jeszcze na drugi brzeg, żeby zerknąć na śluzę.
Śluza na Odrze © salamandra
Tafla lodu sugeruje, że dawno nikt tędy nie płynął. Śluza wygląda jednak na sprawną, w każdej chwili gotową przeprawić statek.
Światło czerwone © salamandra
Co innego niepokoi. Kropki. Pomarańczowe, kłujące w oczy kropki. Żarówiaste, na każdym, kolejnym drzewie...
WIELKI DRWAL najwyraźniej nie śpi, jeno piły ostrzy... :(
Na pastwę pił?! © salamandra
Bulwersuje mnie ten amok cięcia i rżnięcia wszystkiego jak leci. Te drzewa tutaj, akurat utrzymują wał. Korzenie wiążą grunt, pomagają bardziej niż szkodzą. Sprzyjają retencji.
Tymczasem miasto szarzeje. Kiedyś zielone, staje się betonową pustynią. Tu i ówdzie kuliste kloniki... nie zastąpią prawdziwych drzew - dębów, klonów, platanów.... Prezydencie! Niechże się pan obudzi!
Tysiące drzew poszły pod topór, a NACZELNEMU DRWALOWI ciągle mało. Cisną się na usta gorzkie słowa - komuś się wydaje, że skazaniem na śmierć wrocławskich drzew, zmieleniem konarów na wióry i sprzedaniem po cenie psiego grosza za metr sześcienny, uda się spłacić miejskie długi? Stadion i dziurę? Co jeszcze?
Brak w mieście gospodarza. Spółki, spółeczki. Wynajęte firmy, okazjonalnie "przycinają". Na przykład jaśminy do gołego pnia, przy ziemi. Za nisko - minie kilka lat zanim zakwitną, jeśli zakwitną. To wtedy... znów je będzie można ściąć na wióry. Jeszcze niedawno Wrocław był jednym z najbardziej zielonych miast. Był...