Spływ Popradem
d a n e w y j a z d u
1.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.:0:00 km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
W Beskidach, nie sposób się nudzić. Mimo, ze mało wymagał od nas wysiłku, postanowiłam opisać spływ Popradem. Hmm... opisać, może za dużo powiedziane, raczej wrzucę trochę zdjęć. Większość moich, a kilka dostałam od Kuby.
Poprad - zawsze dla mnie malowniczy. Ale wody bardzo mało. Mieszkańcy mówią, że stan wody wyjątkowo niski. Stąd spływ, bardziej przypominał przepychanie łódki między Piwniczną, a Rytrem, ale co tam! Niemal trzy godziny, dwa razy dłużej niż plan zakładał, na wodzie. Trzy godziny rozglądania się, podziwiania, obserwacji ptaków. I właśnie o tym, ten tego, chciałam... Pierwszy raz widziałam czarnego bociana. U nas są zwyczajne, białe. Czarne, podobno też, ale na polach irygacyjnych. A tam, to z maską przeciwgazową trzeba... Oczywiste, że czarne bociany wolę nad Popradem. W dodatku, z perspektywy łódki :)
Czarny bocian nad Popradem © salamandra
Czarny bocian © salamandra
Czarne bociany, czaple... właściwie nawet w samej Piwnicznej. Gdzieś tak, na wysokości pijalni.
Czapla siwa © salamandra
Odbiliśmy, z tego miejsca.
Łódki już gotowe © salamandra
Przystań znajduje się niedaleko tymczasowego, drewnianego mostu. Dzisiaj - to jego
ostatnie chwile. Po południu zostanie zamknięty i rozebrany.
Ostatnie godziny drewnianego mostu © salamandra
O, a teraz, taki będzie nowy most.
Piwniczna za nami © salamandra
Płyniemy sobie, płyniemy...
Jest super © salamandra
Strażnicy na posterunkach.
Świetne mają miejscówki :)
Strażnik na głazie © salamandra
Nad rzeką, w rzece - ptaki nadal królują. Znowu czapla na rybach.
Czapla nad Popradem © salamandra
I kolejny czarny bocian :)
Czarny bocian © salamandra
Strażników nie ubywa. Odważne te mewy. Niczego się nie boją.
Strażnik Popradu © salamandra
Fajny relaks i kopytka nie bolą ;)
Spływ Popradem © salamandra
Już widać Rytro i zamek.
Widok na Rytro i zamek © salamandra
Ryterski zamek © salamandra
Zaraz przybijamy. Dla flisaków, niezły punkt obserwacyjny.
Kamienny strażnik © salamandra
Na koniec, Rytro i Pasmo Jaworzyny z trochę innej perspektywy.
Panorama Rytra ze szlaku na Niemcową © salamandra
Widok na Rytro i zamek ze szlaku na Niemcową © salamandra
Po powrocie, z okien pensjonatu swojski widok. Pasą się krówki :)
Swojski widok © salamandra
Chętnie, wróciłabym tu jesienią. A jakby jeszcze z rowerem...
Rykowisko na asfalcie
d a n e w y j a z d u
6.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Z kijkami do Piwnicznej i w najbliższą okolicę.
Nie licząc ostatnich kilku dni, nie byłam w Piwnicznej ładnych kilkanaście lat. Trochę się zmieniło i nie. Na szczęście Piwniczna Zdrój nadal spokojna, przytulna, malutka. Tak mi się zdaje, kiedyś przyjeżdżało tu więcej ludzi. Teraz mniej, ale czy to źle? Rynek, jakby wymiera. Same cukiernie i lodziarnie. Księgarnia w likwidacji. Nie ma gdzie mapy kupić. Informacja turystyczna, akurat dziś, z przyczyn technicznych - nieczynna. Dziwne. Jutro będzie info "proszę dzwonić". Dziwne... Za to: woda mineralna jest i nowa pijalnia. W sumie są dwie. Jedna całą dobę dostępna, na wolnym powietrzu, źródło osłonięte ażurową "kaplicą". Sorry za skojarzenie. Druga "Artystyczna" w nazwie i realu. Bardzo sympatyczna. Można coś przekąsić, Piwniczanka gratis... aha i wystawa fotografii bardzo ciekawa. Przed Pijalnią nowa fontanna, skwerek, świeże nasadzenia, chociaż tak mi się wydaje, że... trochę starych drzew poszło pod topór :/ Te nowe, takie tam... "kloniki kuliste" w większości. Dobrze, że nie tylko. Nawet szachy, jak przystało na porządne uzdrowisko są. I stacja kolejowa przetrwała. Nowy most graniczny i ksiądz proboszcz coś tam na zboczu zagospodarowuje... Sklepy na Rynku, to pewnie upadają, bo i Tesco jest i Biedronka. Na Słowację rzut beretem... Przy tym, naprawdę, jakoś tak kameralnie. Dla mnie zaleta. Ogromna.
Piwniczna Zdrój © salamandra
Poprad ciągle ten sam. Jednak nie... bardziej brudny. To akurat szkoda, chociaż nie jest chyba dramatycznie - bociany są, czaple, to i pewnie ryby. Kaczki - te, to do wszystkiego przywykną. Ale giry moczyć... jakoś nie mam ochoty. Popatrzeć - owszem
Poprad w Piwnicznej (1) © salamandra
Taki Poprad pamiętam. Zakola, głazy w nurcie, a wokół Beskidy.
Poprad w Piwnicznej (2) © salamandra
Przybyło nowych domów na osiedlach wokół i nad Piwniczną. To akurat duża zmiana. Jak te Banie. Drzewiej, pewnie były malutkie Banie. Teraz - jelenie wychodzą na rykowisko, na szosę między nowymi domami. W końcu człowiek zajął ich teren, znaczy się zwierząt. To niech słucha tych jeleni, jak ryczą. Osobiście zazdroszczę - też bym popatrzyła i posłuchała. Ale co? Koniec wakacji. Jelenie zostają na jabłka, a my - do domu. Przez ten tydzień, kiedy tam mieszkaliśmy, a przecież nie wystawałam w oknie godzinami, to i zajączka obserwowaliśmy i lis przemknął... O tym jeleniu, co, to jabłka naszej gospodyni z jabłonek pozjadał już wspomniałam. Wybredny był, z ziemi spadów nie zbierał, gałązki sobie obsmykał. Spryciarz :)
Piwniczna, Banie © salamandra
Pasmo Jaworzyny, czyli strzał w dziesiątkę
d a n e w y j a z d u
19.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Piwniczna Zdrój (Banie) - Jarzębaki - Przełęcz Bukowina - Hala Pisana - Wierch nad Kamieniem - Hala Łabowska - Łomnica Zdrój - Banie
Żółtym i czerwonym do schroniska na Hali Łabowskiej. Powrót niebieskim przez Łomnicę i żółtym.
Panorama Pasma Radziejowej i doliny Popradu © salamandra
Mega ciepło, ale nie ma co narzekać. W końcu lato. Im wyżej, tym chłodniej, lekki wiaterek; na szlaku dużo cienia i... jagód :)
Beskid Sądecki jest super! Odkrywamy nowe miejsca, na przykład podniebny przysiółek Jarzębaki.
Panorama z Jarzębaków © salamandra
Kapliczka na Jarzębakach © salamandra
W górach sianokosy. Maszyną Ci, tu chyba nie wjedzie; stromo, wysoko. Za to, klimatycznie. Nie ma bel siana z kombajnu - są najprawdziwsze kopy i stogi :) U nas, na Dolnym Śląsku, nie widziane od dawien, dawna. Nie chcę powiedzieć, że skansen. Po prostu nostalgia. Coś, co się pamięta z dzieciństwa, coś, co jest w dobrych wspomnieniach. Coś, za czym serce tęskni. Coś, na widok czego, cała się uśmiecham :)
Krajobraz z sianem © salamandra
Będzie sianko © salamandra
A na deser... niespodzianka. To jeszcze tak się zbiera siano? Dla później urodzonych, to folklor. Dla mnie - mnóstwo wspomnień. Nigdzie się nie śpieszymy i wspomnienia wracają. Kiedyś, też tak z dziadkiem jeździłam. Na sianie. Wysoko na furze. To były czasy... To se nevrátí, ehh...
Zwózka siana © salamandra
No, nie mogę. Najprawdziwszy stóg. Czy można się napatrzeć na zapas?
Stóg siana © salamandra
Już za to, samo siano, kocham te Beskidy. To jest zapach!
W Beskidzie Sądeckim © salamandra
Spoglądam sobie wysoko...
Góry i chmury © salamandra
Czasami zerknę pod nogi. Zawsze coś się wypatrzy i bywa, że osobliwego. Przynajmniej dla babki z nizin.
Dziewięćsił bezłodygowy © salamandra
Ta Piwniczna i Beskidy, to był naprawdę strzał w dziesiątkę :D
W Beskidach © salamandra
Już jesteśmy wysoko. Na halach - jagody. Mniam, mniam... i będą jeszcze wieczorem do lodów :) No, po prostu raj. Jak, to niewiele człowiekowi potrzeba. Trochę słońca, ciepła, przyrody...
Jagodziny na Hali Pisanej © salamandra
U celu :) Schronisko na Hali Łabowskiej. Cicho, prawie pusto, tylko parę osób i... NALEŚNIKI Z... JAGODAMI :D
Schronisko na Hali Łabowskiej © salamandra
Schodzimy niebieskim szlakiem do Łomnicy. Jak to powiedział pewien turysta, gramolący się z wielkim plecakiem pod górę - jak ktoś myśli, że Beskidy są łatwe, niech przyjedzie tutaj ;) W końcówce, takiej dłuższej, bardzo stromo i naprawdę trudny odcinek. A było sucho...
Super dzień :)
Wielka ucieczka
d a n e w y j a z d u
2.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.:0:00 km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Od rana jesteśmy już w drodze do Polski. "Już nie chcemy tego południa, tych jaskiń, podziemnych term..." Tak napisałam. Trochę szkoda, ale to nie jest czas na to miejsce. W tej kwestii jesteśmy jednomyślni.
Podróżując na północ, przejeżdżamy przez Słowacki Raj. Tu też jesteśmy jednomyślni - jednak zatrzymujemy się.
Oto Dobšinská ľadová jaskyňa w obiektywie Kuby:
Dobszyńska Jaskinia Lodowa (1) © salamandra
Trochę obawialiśmy się, że będzie, jak w Demianowskiej Lodowej. Ale nie. Tutaj lodu jest mnóstwo. Może wiosną więcej, ale i tak byliśmy pod wrażeniem. Lodu grubo, widoczne wieloletnie warstwowanie, sople, draperie i takie tam... inne kształty.
Lodowy stalagmit © salamandra
Lodowy stalaktyt © salamandra
Fajnie, że się skusiliśmy. Warto było. Nigdy wcześniej nie widziałam takiej jaskini. w dodatku, ten lód - w sam raz na gorące głowy i upał ;)
Dobszyńska Jaskinia Lodowa (2) © salamandra
Pewnie inne jaskinie, które zostawiliśmy za sobą tez były ciekawe. Domica, Ochtinská agonitová, Jasovská, Gombasecká...
Tymczasem, którędy do Polski? Najbliżej, najszybciej przez Piwniczną. Już wczoraj wieczorem, sprawdziliśmy wolne miejsca. Bez dywagacji, zarezerwowaliśmy pierwsze z listy. Last minute. Całkowity spontan. A Piwniczna i Beskid Sądecki - okazały się strzałem w dziesiątkę!
Zimno - ciepłio
d a n e w y j a z d u
6.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.:0:00 km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Ostatnie chwile w Niżnych Tatrach dla Demianowskiej Jaskini Lodowej. Zapatrzyliśmy się na foldery, uwierzyliśmy w reklamy... Szkoda, że nie doczytaliśmy, że najbogatszy w swojej formie lód, utrzymuje się do kwietnia. Toż przecie sierpień.
Demänovská ľadová jaskyňa robi jednak wrażenie "gabarytami" - ogromem grot, szerokością szczelin, wysokością stropów. Zaś szaty naciekowej, zwłaszcza oszałamiającej - z pewnością nie ma. Pod tym względem jaskinia jest martwa. Nacieki nie przykuwają uwagi, nie błyszczą. A, my - czekamy na lód... Schodzimy coraz głębiej, setki schodów i... jest! Pierwszy lód i... ostatni :D
Ostatni lód i chyba najdroższe foto Tomka © salamandra
Teraz, zgodnie z planem, teleportacja z Demianowskiej Doliny w Słowacki Kras.
Jedziemy na południe. Krásnohorská Dlhá Lúka i... zonk! Olaboga... :(
Po pierwsze, że powtórzę za Tuwimem:
Buch - jak gorąco!
Uch - jak gorąco!
Puff - jak gorąco!
Uff - jak gorąco!
Słowacki Kras stanowią płaskowyże o stromych, zalesionych zboczach. Krajobraz zachęcający, ale jak się tam wspiąć? Żar z nieba, temperatura bliska 40 stopniom, skutecznie uniemożliwiają wędrówkę. Ba! Wszelki ruch i aktywność. Być tak blisko lasu i nie móc do niego wejść? Kto by przypuścił?
PN Słowacki Kras (1) © salamandra
Gdzieś, w tym lesie, znajduje się osobliwość. Krásnohorská Jaskyňa - obiekt przyrodniczego dziedzictwa z listy UNESCO. W niej - osobliwość w osobliwości - jeden z największych na Ziemi, właściwie pod ziemią stalagnatów. Naciekowa, prawie 33 metrowa kolumna, która dzierży palmę pierwszeństwa w obliczonej wadze i zmierzonej wysokości. Ongiś rekord na miarę Księgi Guinessa. Krasnogórską Jaskinię znaleźliśmy. Wcześniej dowiedzieliśmy się wszystkiego o rezerwacji wejścia. Już przemyśliwaliśmy, jak to odziani w speleologiczne kombinezony, sforsujemy podziemny linowy most... Nie udało się.
PN Słowacki Kras (2) © salamandra
Nie udało się, bo... No właśnie. Bo - po drugie (a może to, powinno być po pierwsze...) nasze nowe lokum. Niby świeżo pomalowane ściany, łazienka jest, łóżka są, ale... ten zapach! Capi grzybem, co ja mówię, okropnie capi grzybem. Jedno okienko uchyla się, nie mylić z otwieraniem, na podwórko. Podwórko, jak wiadomo, na całym świecie stanowi centrum życia dziennego i nocnego. Cap nie pozwala spać, korzystamy więc z darmowej lekcji węgierskiego. Madziarzy imprezują, wesolutcy na maksa, ciężko tę ich gadkę pojąć. Wychodzi na to, że angielski - jedyny sposób, żeby się z bratankami porozumieć ;)
Następnego dnia, rano - jesteśmy już w drodze do Polski. Już nie chcemy tego południa, tych jaskiń, podziemnych term...
Rozpieszczeni przez pana Miłosza w Demianowskiej Dolinie? Oj, chyba tak ;)
Aha, jeszcze coś. Ponad Krasnogórską "długą łąką" wznosi się Krasnogórski Zamek. Podobno był piękny. Wyraźnie góruje nad okolicą. Słowacy remontują go po wielkim pożarze. Trzy lata temu, gotycki zamek spłonął. Wyczytałam, że prawdopodobną przyczyną pożaru było przeniesienie ognia z wypalanych traw.
Hrad Krásna Hôrka © salamandra
Tri Vody
d a n e w y j a z d u
12.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Kolejny dzień pod znakiem upału. Najlepiej więc... trzymać się wody.
Lúčky - Biela Púť - Vrbické Pleso - Tri Vody - Pod Orlou Skalou -... czyli przez Niżne Tatry ścieżką dydaktyczną. Chwilami dość trudny szlak, stale do góry, ale za to długi odcinek wzdłuż potoku, potem przez las. Woda, cień i chłodek :)
Przy okazji, nie sposób nie zauważyć, że coś jest źle z niżnotatrzańskimi lasami. Przed 6 laty wichura powaliła ogromne połacie na porośniętych świerkami stokach. Połamane i powalone drzewa, Słowacy sprzątają do dziś. Nowe nasadzenia są mieszane. Świerki i jodły. Co prawda, brak lasu poprawia widoczność, ale nie o to chodzi. Ogrom klęski przeraża, las rośnie powoli.
.
Był las © salamandra
Idziemy wzdłuż potoku Zadná Voda. Dolinka ma swoisty mikroklimat. Sporo cienia, wilgoć i mnóstwo kwiatów. Ostróżki, piołuny, niezapominajki... króluje niebieski, chaber i błękit :)
Kwiaty (i grzyby) doliny potoku Zadná voda © salamandra
Wreszcie wchodzimy na Tri Vody. Nasuwa się skojarzenie z naszym Trójmorskim Wierchem. Ale tu nie spotykają się działy wodne, lecz trzy potoki. bardzo przyjemne miejsce. W sam raz na gorący, letni dzień.
Zadná Voda © salamandra
Upał rozleniwia, więc może jeszcze tylko jedna ciekawostka. Niespodziewanie na szlaku, taki interes ;)
Kasa, bynajmniej nie fiskalna © salamandra
Chcesz przejść, nie chcesz moczyć stóp w potoku, to zapłać :D
"Info" na szlaku © salamandra
Myto. Myto za przejście przez ten most:
Bardzo ważny most © salamandra
Chwila i... już po drugiej stronie :)
Interes się kręci © salamandra
Chwilkę sobie poobserwowałam. Za dużo ludzi się nie kręci, ale ktoś tam przechodził. Wszyscy, ale nikt z kasy nie wyskakiwał. Cóż, teraz wiadomo, dlaczego te słowackie szlaki i mostki, często nie są tak wygodne jak ten. Czemu trzeba się przedzierać przez wykroty, brodzić w strumieniach, pilnować łańcuchów... Kasa misiu, kasa... a płacić nikt nie chce :D
Serio, to w Demianowskiej Dolinie jest pięknie, Niżne Tatry są super, a szlaki... wiadomo - różne. Czasem dla kozic, czasem dla niedźwiedzi... Te pierwsze - widzieliśmy, tych drugich nie spotkaliśmy, ale... słyszeliśmy ;)
Burza na Chopoku i Dereše
d a n e w y j a z d u
6.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Najpierw poranek nad jeziorkiem. Ciche Vrbické Pleso. W spokojnej wodzie odbijają się Tatry, las i chmury.
Letni poranek © salamandra
Jak w lustrze © salamandra
Dzień wstał gorący. Szybka konwekcja piętrzy chmury. Na Chopoku złapała nas burza. Ja - panikara, burzy w górach boję się, jak mało czego. Na szczęście, byliśmy blisko stacji kolejki linowej. Burza przetaczała się nad Tatrami, krążyła, odchodziła i wracała... A my - na stacji. Na szczęście bezpieczni.
Załamanie pogody © salamandra
Nadciąga burza © salamandra
Burza nad Niżnymi Tatrami © salamandra
Burza szaleje, mruczy złowrogo i błyskawicami rozświetla szare niebo. W stacji tłoczno. Co chwilę wpadają kolejni rekordziści w biegu po górach. Każdy z rekordem życiowym. Łowcy burz. Niektórzy ustawiają się przed gustowną, żółtą tablicą. Trochę poczekają. Nawet więcej niż trochę.
Nieczynne z powodu burzy © salamandra
Już, już wydawało się, że zmora odeszła na dobre. Wyszłam ze stacji, rozejrzałam się i nie bez obawy, ruszyłam w kierunku Dereszy. I znowu... szybki odwrót. A niech to! W końcu jednak się rozpogodziło. Będą te Deresze i Sedlo Polany.
Emocjonujący spacer granią.
Na Dereszach już po burzy © salamandra
Ale zanim Deresze, przede mną, jeszcze piękne kotły polodowcowe i spojrzenie w dolinę.
Między Chopokiem, a Dereszami © salamandra
I znowu cicho, pusto, rumowiska... gwiżdżą świstaki :D
Zostawiam za sobą ciżbę i stację kolejki.
Dworzec na Chopoku © salamandra
Ach, te Deresze...
Widok na Deresze © salamandra
Tymczasem, przed wieczorem, zanosi się na kolejną burzę.
Znowu zbierają się chmury © salamandra
I tak zapamiętam ten dzień - między burzą, a burzą. Między błękitem, a ścianą wody. Między oślepiającym Słońcem, a szarością chmur. Między Chopokiem a Dereszami.
Panorama spod Chopoka © salamandra
Poranne, uśpione jezioro, tym bardziej, pozostaje wspomnieniem.
Poranne Vrbické Pleso © salamandra
Demänovská Jaskyňa Slobody
d a n e w y j a z d u
5.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.:0:00 km/h
Pr.max: km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Do wyboru mieliśmy dwie trasy. Tradycyjną i wielką okrężną. Wybraliśmy wielką i... nie żałowaliśmy. Musieliśmy jednak trochę poczekać, bo wejście na długą trasę było, jak się okazało, możliwe tylko raz dziennie. Oczekiwanie do trzynastej, urozmaiciliśmy sobie wędrówką zboczami góry Pusté. Puste okazało się pełne świerków. Porośnięte pięknym, świerkowym borem. Wewnątrz - może i było puste, a może pełne... korytarzy, kominów, komór, nacieków...
Demänovská Jaskyňa Slobody jest przepiękna. Robi wrażenie ogromem korytarzy i komór. Wysokością stropów. Ale przede wszystkim bogactwem, pięknem i rozmiarami różnobarwnej szaty naciekowej. Zdjęcia robił Tomek.
W Jaskini Wolności © salamandra
W jaskini są jeziorka i płynie przez nią rzeka Demänovka. Są jaskiniowe perły, misy martwicowe, kalcytowe kwiaty. Ogromne kaskady, piękne stalagmity, stalaktyty... Wielkie wrażenie zrobiła na mnie wędrówka wąskim labiryntem wśród stalaktytów i kolumn. Niesamowite emocje - jak spacer w czasie. Jak podróż w przeszłość. To jakby dotknąć zamierzchłych czasów, dotknąć tej geologicznie odległej przeszłości.
W porównaniu z Niedźwiedzią, jaskinia Wolności jest wielka. Wszystko tu jest wielkie. Nacieki też. Jak ta kolumna:
Wielka kolumna © salamandra
Dwie godziny w głębi Ziemi, minęły niepostrzeżenie. I wcale nie był to powolny spacer. Słowacka przewodniczka zasuwała szybkim marszem. Nawet trochę byłam zła. Trochę, mi było kuso, tylko zerknąć na cuda, które natura z mozołem tworzyła miliony lat... ale... mnie, to pewnie i trzy razy tyle czasu byłoby mało. O dziwo, jednak wyszłam zmęczona. Super ta jaskinia. I nie chodzi o to, że akurat trafił się taki upalny dzień ;)
Ostredok
d a n e w y j a z d u
5.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Deszczowy poranek. Wcale to, a wcale mnie nie zmartwił :) Przynajmniej kopytka odetchną ;) Udało się wyskoczyć na Ostredok. Tylko trochę zmokliśmy... tylko trochę. Za to z wieży widokowej spojrzeliśmy na trasę wczorajszej ekspedycji. Tam, na horyzoncie, byliśmy.
Deszczowa panorama Niżnych Tatr z Ostredoka © salamandra
A tam, gdzie i my spoglądał ze szlaku Święty Hubert.
Kapliczka Św. Huberta (1) © salamandra
Kapliczka Św. Huberta (2) © salamandra
Wokół świerki i kwiaty. Przykuwają wzrok barwą i... rozmiarami.
Kwiaty na szlaku (1) © salamandra
Kwiaty na szlaku (2) © salamandra
Na szczycie pomnik. Tez zaskakuje rozmiarem. Ogromny. Hmm... Wykute na nim sceny walk, upamiętniają czas II wojny światowej, Słowackie Powstanie Narodowe i Jana Švermę.
Pomnik słowackiego powstania z czasów II wojny światowej © salamandra
Trochę w dół, przełączka, w górę ścieżką wśród świerków i kolejne wzniesienie - Stodolky. I pomnik. Tym razem inny. Okazuje się, że tu - na Stodolkach znajduje się symboliczny cmentarz ofiar Niżnych Tatr. Tablice, podobnie, jak w dolinie Łomniczki, upamiętniają ofiary gór.
Symbolický cintorín © salamandra
Chopok i Masyw Dumbiera
d a n e w y j a z d u
18.00 km
0.00 km teren
h
Pr.śr.: km/h
Pr.max:0.00 km/h
Temperatura:
HR max: (%)
HR avg: (%)
Podjazdy: m
Kalorie: kcal
Rower:
Lúčky - Jasna - Chopok - Konské - Demänovské Sedlo - Krúpova Hoľa - Prašivá - Tanečnica - Sedlo Javorie - Lúčky
Trochę nie chce się wstawać, ale... góry czekają ;) Jeszcze przed falą upałów, przejrzystość powietrza nie taka zła.
Z Niżnych Tatr widać Tatry ponad chmurami.
Niżne Tatry i Tatry © salamandra
Nasze cele na dziś:
Chopok i Ďumbier © salamandra
Rześko, trochę chmur i... pusto. Niżne Tatry na wakacje - już wiemy, że świetnie wybraliśmy.
Tam zmierzamy - Masyw Ďumbiera © salamandra
Granitowe rumowiska trochę przypominają Karkonosze. Są też kotły i strome grzędy. Jednak odległości, że ho, ho... i doliny wcięte głęboko. Słychać tylko wiatr.
Widok na Demänovską Przełęcz, Konské i Chopok w oddali © salamandra
Na ścianie Ďumbiera ogromny obryw. Jasną barwą, zwraca uwagę z daleka.
Masyw Ďumbiera © salamandra
Nie sposób oprzeć się okolicznościom przyrody. Nareszcie. Wysoko, daleko, cicho.
Błogie lenistwo na Tanečnicy © salamandra
Ďumbier już daleko za nami © salamandra
W powrotnej drodze - spotkaliśmy tylko jedną osobę. Kilka godzin - i tylko jeden człowiek. Nooo... wkrótce wiedzieliśmy dlaczego. Ogrom powalonych drzew. Wykroty, zwalone pnie... A tak wydawało się blisko do domu. Nasze lokum na dłoni. Tak blisko i niedostępnie. Okrężna droga kosztowała deczko sił i czasu. Wróciliśmy w nocy. Dobrze mieć czołówki w plecaku ;)